Krótkie historie

    • KOŚCIÓŁ W ZALIPIU • Dalszy ciąg kwiatowej tradycji.


    Kolejnym miejscem na naszej zalipiańskiej trasie był kościół. Jego wnętrze pełne jest kwiatowych kompozycji zaprojektowanych przez tarnowskiego malarza J. Szuszkiewicza, a wykonanych przez lokalne artystki pod kierunkiem Felicji Curyłowej.


    Kościół został poświęcony w 1948 roku, choć miejscowa parafia istniała już ponad 20 lat wcześniej. Otrzymał wezwanie Świętego Józefa Oblubieńca.

      • ZAGRODA FELICJI CURYŁOWEJ • Kwiaty, wszędzie kwiaty:-)


      Będąc w Zalipiu, warto zajrzeć do mini-skansenu lokalnej sztuki ludowej „Zagroda Felicji Curyłowej”. Pani Felicja (1903-1974) była najbardziej znaną zalipiańską malarką, rzec by można, szefową;-). Lubiła mocne i jaskrawe kolory. Tworzyła nie tylko farbą i pędzlem, ale także wycinała, haftowała, dziergała. Wszystkie te elementy zdobnicze wprost zawładnęły wnętrzem chaty, w której mieszkała (nie ma go na zdjęciach, ponieważ pani przewodnik powiedziała, że możemy fotografować izby tylko na prywatny użytek) – wchodząc do środka zobaczymy wprost niesamowitą ilość malowanych kwiatów i ozdób. Na ścianach, sufitach, piecach, meblach, sprzętach. Wszędzie! Z zewnątrz dom również jest ozdobiony, choć zdecydowanie skromniej.


      Częścią Zagrody jest również dom Stefanii Łączyńskiej, kolejnej znanej zalipiańskiej malarki. Chata dzieli się klasycznie na sień, izbę czarną, izbę białą i komorę. Została zbudowana pod koniec XIX wieku. Malowanki pani Stefanii są pastelowe, dominują w nich motywy kwiatowe i wizerunki aniołów. Dom został przeniesiony na teren skansenu w 2019 roku, wcześniej stał w innym miejscu wsi. Kolejnym obiektem, na który warto zwrócić uwagę, jest kryta strzechą „chata biedniacka” z przełomu XIX i XX wieku – to dom jednoizbowy, z sienią i oborą. Malowniczo prezentuje się otoczony wiejskim podwórkiem (zdj. 2).


      Wstęp do Zagrody jest biletowany – informacje na temat cen i godzin otwarcia znajdują się na stronie muzeum w Tarnowie (www.muzeum.tarnow.pl).

        • ZALIPIE • O malowanej wiosce słów parę.


        Na kilka postów przeskakujemy ze świętokrzyskiego w małopolskie. Trochę ponad 20 km na południowy wschód od Wiślicy znajduje się malownicza, a raczej malowana wieś – Zalipie:-). Objeżdżając ją zauważymy, że wiele domów (i nie tylko) ozdobionych jest kolorowymi kwiatami. Skąd ta tradycja?


        Jeszcze w 19 wieku mieszkanki Zalipia postanowiły zrobić coś z okopconymi od otwartych palenisk ścianami domów. Najpierw przeczyszczały je wapnem, a z czasem, gdy coraz powszechniejsze stały się piece z kominami, zaczęły malować na ścianach kwiaty. Początkowo jedynie w środku, potem także na zewnątrz. Dziś malunki zdobią nie tylko domostwa, ale także małą architekturę (kapliczkę, studzienki, płoty, ule…), miejscowy kościół czy budynek OSP. Tradycja wciąż jest żywa, czego wyrazem jest doroczny konkurs na najpiękniej wymalowaną zagrodę.


        Zalipie wciąż pozostaje miejscowością nieszczególnie nastawioną na turystów – nie ma tu dziesiątek straganów z pamiątkami, co wzbudza poczucie autentyczności kwiatowej tradycji:-). Obecnie malowanych domów jest we wsi około dwadzieścia.


        Wycinanka własna, mapka otrzymana w Zalipiu.

          • KOLEGIATA W WIŚLICY • Gdzie historia scala się ze sztuką.


          Nad wiślickimi zabudowaniami góruje monumentalna kolegiata – to gotycki kościół wzniesiony w XIV wieku na polecenie króla Kazimierza Wielkiego. Nosi wezwanie Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Pod świątynią znajdują się fundamenty dwóch starszych – romańskich – można je zobaczyć w Muzeum Archeologicznym. Za budulec posłużył kamień ciosowy, jedynie szczyt fasady zachodniej jest obecnie ceglany.


          Wnętrze świątyni robi wrażenie – przepiękne sklepienie, fragmenty starych fresków, witraże w oknach, okazałe stalle. Ołtarz ozdabia posąg Madonny Łokietkowej, który datuje się na 1300 rok! Miejscowa tradycja podaje, że modlił się przed nim o zjednoczenie ziem polskich król Władysław Łokietek. W kościele znajduje się także gotyckie sakramentarium, na ścianach wiszą liczne epitafia, a na sklepieniu widoczne są herby ziem, które weszły w skład odrodzonego Królestwa Polskiego. Meandry historii.


          Od 2005 roku wiślicka kolegiata nosi tytuł bazyliki mniejszej. Kościół znajduje się na trasie Małopolskiej Drogi św. Jakuba, wiodącej z Sandomierza do Tyńca.

            • DOM DŁUGOSZA • Gotycka wikarówka w Wiślicy.


            Częścią wiślickiego Muzeum Archeologicznego jest także zlokalizowany obok kolegiaty Dom Długosza. Ten XV-wieczny budynek został zbudowany z fundacji jednego z najsłynniejszych polskich kronikarzy:-).


            Z początku Jan Długosz opiekował się tutejszą kolegiatą – był jej kustoszem i kanonikiem. W 1460 roku postanowił ufundować dom, w którym miało zamieszkać dwunastu wikariuszy i dwunastu kanoników tutejszej parafii. Budynek został wzniesiony w stylu późnogotyckim, z obszerną sienią. Na piętrze znajdowała się jadalnia. Obecnie w Domu Długosza, oprócz muzeum, nadal mieści się plebania.


            W jednej z sal możemy zobaczyć przeróżne pamiątki związane z Janem Długoszem, a także eksponaty należące do wiślickiej parafii – relikwiarze, pozostałości ołtarzy, ornaty, stare rękopisy. Co ciekawe, podczas remontu, który miał miejsce na początku obecnego stulecia, odkryto przepiękne malowidła naścienne pochodzące z XV wieku. Widzimy na nich między innymi scenę Zmartwychwstania.


            W Domu Długosza mieszczą się także zabytkowe piwnice – ich układ jest niezmieniony od wieków. Obecnie znajduje się tu świetlica dla młodzieży, mini-kawiarenka i kolejne eksponaty związane z Wiślicą.

              • WIŚLICA • Muzeum Archeologiczne.


              Najbliższych kilkanaście powiastek poświęcę pograniczu województw świętokrzyskiego i małopolskiego – do tego drugiego wskoczę właściwie tylko na chwilę, a większość opisywanych przeze mnie miejsc znajdować się będzie w południowej części świętokrzyskiego:-).


              Pierwszym celem naszego kilkudniowego wypadu była Wiślica. To zabytkowe miasteczko położone jest około 16 km od Buska Zdroju, na lewym brzegu rzeki Nidy. Legenda mówi, że jego nazwa pochodzi od imienia Wiślimira, księcia plemienia Wiślan. Jeszcze przed 1000 rokiem gród został włączony w granice państwa Piastów i szybko stał się kolejnym, obok Krakowa i Sandomierza, ważnym ośrodkiem administracyjnym w dawnej Małopolsce.


              Prawa miejskie Wiślica uzyskała przed 1326 rokiem, a kilkanaście lat później król Kazimierz Wielki zatwierdził tu „statuty wiślickie” – zbiór praw. Zbudował także zamek i ufundował monumentalną kolegiatę. Następnie Wiślica przeżywała wzloty i upadki. W 16 wieku była ważnym ośrodkiem rzemieślniczym i miejscem sejmu elekcyjnego. Podupadła w czasie potopu szwedzkiego, a w 1869 roku, po powstaniu styczniowym, utraciła prawa miejskie. Odzyskała je 149 lat później.


              Tego wszystkiego dowiemy się zaglądając do Muzeum Archeologicznego w Wiślicy. Jego siedzibą jest nowoczesny pawilon zlokalizowany u podnóża kolegiaty. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od obejrzenia filmu prezentującego powstanie wiślickiego grodu. Muzealny pawilon przykrywa relikty pięknego, wczesnoromańskiego kościoła św. Mikołaja, natomiast kolejne sale to swoisty rezerwat archeologiczny, ulokowany w podziemiach sąsiedniej Bazyliki. Ten niesamowity labirynt odsłania przed nami pozostałości dwóch kolejnych świątyń romańskich. Jednym z najcenniejszych zachowanych elementów jest rytowana posadzka krypty, zwana Płytą Orantów (zdjęcie 1). Z kolei w podziemnym korytarzu znajduje się ekspozycja drobnych przedmiotów (monety, narzędzia, itd.), znalezionych w najbliższej okolicy kolegiaty.

                • TO TYMCZASEM, BESKIDZIE :-) • Na zdjęciu Łemkini z Blechnarki koło Wysowej.


                Autor: Roman Reinfuss, 1936 r. („Karpacki świat Bojków i Łemków”, wyd. BOSZ).

                  • WYSOWA-ZDRÓJ • Krótka historia jednego z uzdrowisk.


                  Na koniec tegorocznych opowieści o Beskidzie Niskim hop do Wysowej-Zdroju:-). Ta uzdrowiskowa wieś położona jest około 35 km na południe od Gorlic, nad górną Ropą, blisko granicy polsko-słowackiej. Znana jest z leczniczych wód mineralnych i pięknego parku zdrojowego. Lubimy tam przyjeżdżać:-).


                  Pierwsze wzmianki o Wysowej pochodzą z połowy 14 wieku. Niedługo potem istniała tu już spora osada ze składem win prowadzonym przez Ormian i Greków - doliną Ropy przebiegał wówczas ważny szlak handlowy, więc ta historia, mimo że nie udokumentowana, jest całkiem prawdopodobna. Z kolei pierwszy przekaz na temat wysowskich źródeł pochodzi z połowy 17 wieku. W kolejnych latach właściciele Wysowej zlecali szczegółowe badania ich właściwości, a w 1812 r. powstał pierwszy budynek zdrojowy z 6 łazienkami i 9 pokojami. Skromnie, ale to był dopiero początek.


                  Już około 1840 r. w Wysowej stały dwa duże pensjonaty, a pod koniec 19 wieku gościło tu w sezonie aż dwa tysiące kuracjuszy - pomogło w tym utwardzenie drogi prowadzącej z Ropy (tak się nazywa również beskidzka miejscowość, nie tylko rzeka). W kolejnych dekadach uzdrowisko nadal prężnie się rozwijało, a w latach 20. wybudowano nowe drewniane budynki zdrojowe i pijalnię wód projektu Karola Stryjeńskiego. Wojna przerwała dobrą passę Wysowej i dopiero w latach 60. i 70. udało się przywrócić miejscowości uzdrowiskowy charakter.


                  Z jakich źródeł napijemy się w pijalni? Jak tradycja nakazuje – głównie imiennych:-). Jest tu i Franciszek, i Henryk, i Józef, i Anna. Smaki od łagodnych po wyraziste, dla każdego coś dobrego. Wysowskie wody pomagają głównie na układ oddechowy, moczowy i trawienny – tak podają dostępne na miejscu broszurki. Z miejscowej rozlewni pochodzi także butelkowana woda „Wysowianka”. Pijalnia jest rekonstrukcją tej zabytkowej, która spłonęła w pożarze w latach 60. Otacza ją zadbany park ze Starym Domem Zdrojowym, fontanną, amfiteatrem i licznymi alejkami.

                    • DREWNIANY KOŚCIÓŁ W SĘKOWEJ • Rozłożyste „soboty” i chrzcielnica z 16 wieku.


                    Przenosimy się na północny wschód od Klimkówki, do Sękowej. To wieś położona nad rzeką Sękówką (dopływ Ropy), około 4 km od Gorlic. Przed wojną była, inaczej niż większość wiosek Beskidu Niskiego, zamieszkiwana głównie przez Polaków, katolików obrządku rzymskiego.


                    W Sękowej znajduje się drewniana świątynia charakteryzująca się oryginalną architekturą – to kościół św. Filipa i św. Jakuba. Został wzniesiony na początku 16 wieku (ale dawno!) w gotyckim stylu sakralnego budownictwa drewnianego. Od 2003 r. na liście UNESCO.


                    Jest jednonawowy, o konstrukcji zrębowej i ścianach z modrzewiowych bali. Jednak najbardziej rzuca się w oczy dach. Obszerny, stromy, kryty gontem. Jego przedłużeniem są rozłożyste „soboty”, o których pisałam już przy okazji kościoła w Chabówce. To wsparte na słupach podcienia, które dawały schronienie pielgrzymom przybywającym na niedzielną mszę już w sobotę. Bo mieli daleko. W razie deszczu – kropla na nich nie spadła:-).


                    Wnętrze kościółka zostało znacznie uszkodzone podczas zaciętych walk I wojny światowej. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co się zachowało – późnorenesansowy ołtarz, polichromie, 17-wieczne obrazy Drogi Krzyżowej i piękną kamienną chrzcielnicę z...1522 roku!


                    Jest jednym z najpiękniejszych drewnianych kościołów w Małopolsce – przez wieki doceniany także przez malarzy i artystów. Za to trudno mu zrobić dobre zdjęcie:-).

                      • KLIMKÓWKA • O rzece z „Ogniem i mieczem” i cerkwi zbudowanej na nowo.


                      Jest na mapie Beskidu Niskiego jeden spory niebieski obszar – to Jezioro Klimkowskie, położone pomiędzy miejscowościami Klimkówka, Łosie i Uście Gorlickie (jakieś 15 km od Gładyszowa). Jezioro to jest właściwie zalewem, bo powstało w sposób sztuczny na rzece Ropie. Jest tu zapora, której budowa rozpoczęła się jeszcze w latach 70.


                      Jezioro Klimkowskie ma długość około 5 km, a jego linia brzegowa jest urozmaicona. Pięknie komponuje się krajobrazowo z pobliskimi szczytami, będącymi częścią Beskidu Gorlickiego (zachodnia część Beskidu Niskiego). Do tego stopnia pięknie, że zagrało w filmie „Ogniem i mieczem”, udając rzekę Dniepr;-). Było to w latach 90., kiedy brzegi były dzikie, bez infrastruktury turystycznej.


                      No właśnie – bo obecnie na zalewie można pływać łódkami, moczyć stopy w jego wodach (tam, gdzie jest plaża) albo wypoczywać nad jego brzegami, wpatrując się w łagodny krajobraz gór. W zimie z kolei pojawiają się tutaj amatorzy morsowania;-). Od strony drogi Uście Gorlickie-Klimkówka znajduje się ośrodek wypoczynkowy z kąpieliskiem i niewielką gastronomią. Przeciwległy brzeg jest z kolei dość stromy i zalesiony.


                      Niedaleko jeziora, w miejscowości Klimkówka, stoi łemkowska cerkiew (zdjęcie 2). Co ciekawe, jest murowana – względem drewnianych znajduje się w zdecydowanej mniejszości. Drugą rzeczą godną odnotowania jest fakt, że kiedyś stała w zupełnie innym miejscu - tam, gdzie obecnie jest zalew. Jego wody przykryły dawny obszar wsi Klimkówka, podobnie jak to było z bieszczadzką Soliną... Pierwotna cerkiew została zbudowana w 1914 roku, obecna – w 1983. Służy wiernym rzymskokatolickim.


                      Z Klimkówki prowadzi ścieżka przyrodniczo-widokowa „Pieniny Gorlickie”. Ciągnie się zboczem gór Kiczera-Żdżar, dochodząc do wsi Łosie. Podobno cudnie stamtąd widać jezioro i przełom rzeki Ropy.

                        • CERKWIE W GŁADYSZOWIE • Prawosławna i grekokatolicka.


                        Wracamy do Gładyszowa. Są tu dwie cerkwie – prawosławna (Narodzenia św. Jana Chrzciciela) i grekokatolicka (Wniebowstąpienia Pańskiego). Ta druga (zdjęcia 1-3) została wybudowana pod koniec lat 30. przez huculskich cieśli. Już na pierwszy rzut oka widać, jak bardzo jej bryła różni się od większości cerkwi zachodniej i środkowej Łemkowszczyzny – została wzniesiona na planie krzyża greckiego, na wzór tzw. ukraińskiego stylu narodowego (który pojawił się na tych terenach w okresie międzywojnia). W jej architekturze dominuje centralna kopuła nakrywająca nawę i brak jest wież.


                        Z kolei prawosławna cerkiew (zdjęcia 4-5) jest subtelna i niespecjalnie widoczna z głównej drogi. Gdy jej szukaliśmy, omuczały nas w dodatku krowy, ale ostatecznie udało się trafić:-). M. otworzył skrzypiącą bramę, której chyba dawno nikt nie ruszał. Naszym oczom ukazała się ona – skromna, jednonawowa, z centralnie umieszczoną czworoboczną wieżyczką na dachu. I z przeuroczą, drewnianą kruchtą. Drzwi do środka były zamknięte – świątynia jest obecnie bardzo rzadko użytkowana. Więcej szczegółów odnajdziesz tutaj.


                        Jest w Gładyszowie jeszcze jedna ciekawostka – obecnie budowana jest trzecia cerkiew, czego byliśmy świadkami:-). Będzie to świątynia prawosławna, z bryłą wzorowaną na nieistniejącej cerkwi z Nieznajowej. Chętnie zobaczę efekt końcowy.

                          • MINI ZOO W ZDYNI • Krowy, lamy i alpaki ;-)


                          Zdynia, wieś położona kilka kilometrów na wschód od Regietowa, znana jest przede wszystkim z „Watry” - dorocznego święta kultury łemkowskiej, odbywającego się latem. Warto też zajrzeć do Zdyni przy innych okazjach i wstąpić do jedynego w swoim rodzaju mini-zoo.


                          Czemu jedynego w swoim rodzaju? Po pierwsze, zwiedzając zoo w Zdyni chodzimy po górzystym terenie i podziwiamy piękne widoki – do przejścia mamy około 2-kilometrową pętelkę. W dodatku wcale nie oglądamy zwierząt schowanych za siatkami – do niektórych zagród możemy sobie swobodnie wejść.


                          W mini-zoo zobaczymy między innymi kangura, alpaki, daniele, krowy odmiany „Highland” (zwykłe też;-)) albo owce kameruńskie, które wyglądają jak kozy. Jest też paw, bażant, struś emu, króliki, osiołek. A także mnóstwo pięknych beskidzkich przestrzeni. Na końcu pętelki jest plac zabaw z dużym misiem, wiata grillowa i sklepik z pamiątkami. Jakby ktoś chciał wziąć lamę do domu :-).


                          Zoo jest prowadzone przez Fundację Ilios.

                            • ROTUNDA • Cmentarz na szczycie.


                            W Beskidzie Niskim, jak nazwa zresztą wskazuje, góry nie są spektakularnie wysokie. Zdecydowanie bardziej przyciągają tu doliny – z cerkwiami, chyżami i innymi pamiątkami dawnego świata. Rotunda jest jednak wyjątkowa – na szczycie tej góry znajduje się zrekonstruowany austriacki cmentarz z czasów I wojny światowej.


                            Cmentarz ten ma szczególną architekturę – został zaprojektowany przez Dušana Jurkoviča, słowackiego architekta i miłośnika kultury ludowej. Podczas I wojny światowej przez tereny Beskidu Niskiego przetaczały się srogie walki – na linii Bardejów-Gorlice ustabilizowała się linia frontu. Już w 1915 r. Austriacy podjęli decyzję o budowie cmentarzy wojennych, by pochować poległych żołnierzy.


                            Ten na Rotundzie został zaprojektowany na planie koła. Stoi tu pięć pięknych wież-krzyży utrzymanych w łemkowskiej stylistyce – drewnianych, krytych gontami. Spoczywają tu żołnierze wszystkich walczących na tych terenach armii. Gdy cmentarz zakładano, Rotunda nie była zalesiona, a strzeliste wieże, przypominające kształtem kopuły cerkwi, były widoczne z daleka. Dziś już tak nie jest.


                            Cmentarz był przez dziesięciolecia zapomniany i niszczał, a z pierwotnych wież niewiele zostało. Rekonstrukcja odbyła się dzięki staraniom członków Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich z Warszawy, które prowadzi letnią bazę namiotową w Regietowie. Swoją drogą – niesamowite to miejsce:) Na Rotundę (771 m n.p.m.) wyruszyliśmy właśnie z Regietowa – to wieś niedaleko Gładyszowa. Nasz szlak (czerwony) rozpoczyna się w pobliżu wspomnianej bazy. Do przejścia mamy około 2 km jedną stronę, trasa jest zalesiona. Trzeba pokonać spore przewyższenie.


                            Cmentarzy zaprojektowanych przez Dušana Jurkoviča jest w Beskidzie Niskim więcej – między innymi w Banicy, w Długiem, w Krempnej czy na Przełęczy Małastowskiej. Ten na Rotundzie nosi numer 51.

                              • JAK WYGLĄDAŁY WNĘTRZA ŁEMKOWSKICH ŚWIĄTYŃ? • Babiniec, nawa, prezbiterium.


                              Jak już pisałam, łemkowskie cerkwie są trójdzielne, a każda część świątyni spełnia inną funkcję. Gdy tylko mijamy próg cerkwi, wchodzimy do babińca – pomieszczenia przeznaczonego dawniej dla kobiet. Dalej przechodzi się do nawy, gdzie podczas nabożeństw gromadzili się mężczyźni. Naprzeciw umieszczony jest ikonostas, za którym znajduje się prezbiterium. To sfera sacrum, gdzie mogą przebywać jedynie kapłani odprawiający nabożeństwo*. Ikonostas zawsze najbardziej przykuwa uwagę:-). To drewniana ściana wypełniona ikonami ustawionymi w kilku rzędach. W centralnej części ikonostasu znajdują się przejścia, spośród których największe nazywane jest Carskimi Wrotami.


                              Na zdjęciach kolejno cerkwie w miejscowościach: Bielanka, Nowica, Kwiatoń, Zdynia, Łosie.


                              *Łemkowskie cerkwie, które służą obecnie wiernym obrządku łacińskiego, mają ustawiony przed ikonostasem ołtarz.

                                • CERKWIE W BESKIDZIE NISKIM • Jak wyglądały łemkowskie świątynie?


                                Łemkowie, podobnie jak bieszczadzcy Bojkowie, byli wyznania prawosławnego, a po unii brzeskiej – grekokatolickiego. Budowali zatem cerkwie. Ich architektura to połączenie cech świątyń wschodnich i kościołów rzymskokatolickich. W małopolskiej części Łemkowszczyzny wiele cerkwi przetrwało masową akcję wysiedleń i dziś stanowią one nieodłączną część krajobrazu tamtejszych dolin.


                                Budowano je przeważnie na wzniesieniach, techniką zrębową. Ważna była także orientacja świątyni – te, których prezbiterium wskazywało wschód, nazywano orientowanymi. W Beskidzie Niskim zobaczymy różne warianty architektoniczne łemkowskiej cerkwi. Myślę, że najbardziej charakterystyczny dla tej krainy jest styl zachodniołemkowski. Cerkwie tak budowane miały trzy wieże – najniższą nad prezbiterium, najwyższą od strony babińca. Były trójdzielne. Zewnętrzne ściany cerkwi pokrywano przeważnie gontem albo szalunkiem. Zadaszenia miały kształt kopuł zwieńczonych latarniami i hełmami. To jeden z najpiękniejszych elementów łemkowskich świątyń:-).


                                Czym dalej na wschód, tym więcej przenikania kolejnych wariantów architektonicznych – głównie wschodniołemkowskiego (wszystkie części cerkwi mają wtedy podobną wysokość). W Beskidzie Niskim zobaczymy też świątynie zbudowane w tzw. ukraińskim stylu narodowym czy też nawiązujące do cerkwi staroruskich - ale o tym nie dzisiaj.


                                Na grafice przedstawiłam cerkiew zachodniołemkowską.

                                  • DWUJĘZYCZNE NAZEWNICTWO GEOGRAFICZNE • Gdzie spotkamy podwójne tabliczki?


                                  Przy okazji pobytu w Beskidzie Niskim warto zwrócić uwagę na dwujęzyczne nazewnictwo niektórych wsi – dokładnie dziewięciu. Wśród nich jest Gładyszów, miejscowość z poprzedniego wpisu, w której też zatrzymaliśmy się.


                                  Podwójne nazewnictwo jest stosowane od 2006 roku. Można je nadać miejscowościom, w których co najmniej 20 procent mieszkańców to przedstawiciele jednej z mniejszości narodowych lub etnicznych. W Polsce możemy natrafić na tablice łemkowskie (w Beskidzie Niskim), litewskie, kaszubskie (jako język regionalny), niemieckie i białoruskie – zobacz grafikę na drugim slajdzie.


                                  Najwięcej miejscowości opisanych dwoma językami jest na Kaszubach. Dwujęzyczne nazewnictwo może być też stosowane dla ulic, placów, pasm górskich, zatok, itd. choć w praktyce rzadko się to spotyka.


                                  *Źródło grafiki z drugiego slajdu:
                                  wikipedia.org/wiki/Dwujezyczne_nazewnictwo_geograficzne_w_Polsce ; autor: Aotearoa.

                                    • ZAGRODA DZIUBYNIŁKA • Łemkowski mini-skansen w Gładyszowie.


                                    Lubię odwiedzać skanseny, bo oferują ogrom wiedzy o życiu ludności danego regionu. W Beskidzie Niskim też jest kilka takich miejsc. Tego lata wybraliśmy się do Dziubyniłki w Gładyszowie - to gospodarstwo agroturystyczne i zagroda edukacyjna w jednym. W Dziubyniłce świetne jest to, że poznamy dawną codzienność Łemków w praktyce – sami możemy wykonać niektóre prace, którymi się trudnili.


                                    Centralnym budynkiem zagrody jest zabytkowa chyża z 1922 roku, przeniesiona z pobliskiej wsi Smerekowiec. W głównej izbie zobaczymy różne przedmioty codziennego użytku, stary gliniany piec, ławy, a także łemkowską odzież. W komorze stoi m.in. sprzęt do obróbki lnu i warsztat tkacki. Częścią budynku jest także stajnia (Łemkowie mieszkali ze zwierzętami pod jednym dachem) i wozownia, gdzie stoi warsztat stolarski. W chyży mieliśmy okazję spróbować ubić masło w drewnianej maselnicy, wydobywaliśmy włókna z łodyg lnu i mieliliśmy mąkę w żarnach. Dodatkowo M. próbował swoich sił w wyrabianiu drewnianej łyżki i gontu, ale, mimo cennych wskazówek gospodarza, nie było to proste:-).


                                    Na terenie Dziubyniłki znajdują się także stare spichlerze (jeden ze wsi Czyrna, drugi ze Zdyni) i młyn wiatrowy, który długim dyszlem ustawialiśmy w stronę wiatru. Działało! Jest też studnia z żurawiem, a na zewnętrznej ścianie chyży wisi najdłuższe w Polsce powrósło z siana;-). Pan Jan, gospodarz, oprowadza po skansenie około godziny, a na koniec można zaopatrzyć się w książki o Beskidzie. Na miejscu odbywają się także warsztaty. Bilety: 15 zł dorośli, 10 zł dzieci.

                                      • KIM BYLI ŁEMKOWIE? • O dawnych mieszkańcach Beskidu Niskiego.


                                      Przed wojną obszar Beskidu Niskiego zamieszkiwali Łemkowie. Byli to, podobnie jak Bojkowie, potomkowie osadników rusko-wołoskich. Między 14 a 16 wiekiem nastąpiła tzw. wołoska kolonizacja Karpat na zachód od Rumunii. Pasterze z północnej części tego kraju zasiedlili górskie tereny od krańca Małych Pienin aż po Bieszczady (a dalej Gorgany i następne pasma Karpat) i asymilowali się z osadnikami ze wschodu, którzy również zaczęli wędrować na te tereny. Tak ukształtowały się duże grupy górali ruskich – Łemków, Bojków i Hucułów. Meandry etnografii:-).


                                      Teren dawnej Łemkowszczyzny rozciąga się od Popradu na zachodzie (plus cztery osady w Małych Pieninach), do pasma Bukowicy i Wysokiego Działu na wschodzie. Skąd określenie Łemko? Jedna z hipotez mówi, że pochodzi ono od słowackiego „łem”, oznaczającego „tylko”. Ale w sumie czemu „tylko”?:-) Łemkowie zajmowali się głównie rolnictwem i pasterstwem. Uprawiali też rzemiosło – gdzieniegdzie tkali płótna, w innych wsiach wyrabiali drobne przedmioty drewniane albo kosze. W okolicach Bartnego rozwinęło się kamieniarstwo, w Łosiu i Bielance – maziarstwo.


                                      Jedli ubogo, górska ziemia nie była urodzajna. Podstawą pożywienia były ziemniaki, chleb, zsiadłe mleko, kapusta. Ubierali się barwnie – charakterystycznym elementem odzieży łemkowskiej jest piękny haft krzyżykowy (wycinankę zrobiłam na podstawie jednego z nich). Często mieszkali w chyżach, czyli w zagrodach jednobudynkowych. Większość Łemków wyznawała grekokatolicyzm – drewniane cerkwie były nieodłącznym elementem krajobrazu zamieszkiwanych przez nich ziem.


                                      Łemkowie, podobnie jak Bojkowie, zostali wysiedleni z gór w ramach tzw. układów o wymianie ludności i wskutek akcji „Wisła”. Część z nich wróciła, dzięki czemu Łemkowszczyzna odradza się. Świadczy o tym dużo lokalnych inicjatyw mających na celu pielęgnowanie rodzimych tradycji i oczywiście Watra – największa łemkowska impreza:-).


                                      Zdjęcia 2 i 3 pochodzą z albumu „Karpacki świat Bojków i Łemków”, Roman Reinfuss.

                                        • CZARNE-NIEZNAJOWA • Szlak do nieistniejącej wsi Beskidu.)


                                        Samochód zostawiliśmy w Czarnem, niedaleko bacówki. Skierowaliśmy się w stronę potoku. Żeby dojść do Nieznajowej, będzie trzeba pokonać bród kilka razy, a mostków nie ma. Był upał, więc sama przyjemność. Początkowo za każdym razem zdejmowaliśmy trapery i na powrót je sznurowaliśmy. Szybko nam się to znudziło, także na koniec było co wylewać:-).


                                        Zaraz po pokonaniu pierwszego brodu (dopływ Wisłoki) rozpoczyna się teren Magurskiego Parku Narodowego – bilety kupiliśmy przez internet. Nie ma kas, nawet w sezonie nie spotkamy na tej trasie wielu turystów. Mamy do pokonania około 2,5 km w jedną stronę, żółtym szlakiem. Otaczająca nas przyroda jest cudowna – słyszymy trzmiele, żaby i ptaki w koronach drzew. Przez chwilę szliśmy nawet śladami czapli:-). W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie Wisłoka łączy się z potokiem Zawoja. Jest pięknie.


                                        Dotarliśmy do Nieznajowej – jednej z nieistniejących wsi Beskidu Niskiego. Jeszcze pod koniec 18 w. zamieszkiwali ją w większości grekokatolicy. Działała tu szkoła, poczta, tartak, dwa młyny, karczma i folusz. Była też cerkiew. W 1945 r. większość mieszkańców musiała przymusowo wyjechać do Ukraińskiej SRR. Pozostałych trzech Łemków wysiedlono w 1947 r. w ramach akcji „Wisła”, natomiast miejscowi Polacy przeprowadzili się do Czarnego. Cerkiew popadła w ruinę, a tereny dawnej wsi przeznaczono pod wypas owiec. Nieznajowa przestała istnieć.


                                        Pokonaliśmy ostatni bród i doszliśmy do rozległej łąki, gdzie stoją symboliczne drzwi do łemkowskiej chaty – instalacja autorstwa Natalii Hładyk. Ostatnio na łące pojawiła się także rekonstrukcja studni i tablice z rysunkami na szkle, przedstawiające łemkowską rodzinę i chyżę. Przepiękne to. Idąc dalej, doszlibyśmy do starego cmentarza i cerkwiska, a w końcu – do wsi Wołowiec. Kiedyś szliśmy do Nieznajowej właśnie od Wołowca – przeczytasz o tym tutaj.

                                          • MAGURSKI PARK NARODOWY • Dzikie bezdroża, ślady historii i cudne manowce:-).


                                          Najcenniejsze przyrodniczo obszary Beskidu Niskiego obejmuje Magurski Park Narodowy. Został on utworzony w 1995 roku i położony jest na granicy województw małopolskiego i podkarpackiego. Obszar MPN stanowi swoisty pomost pomiędzy Karpatami Zachodnimi i Wschodnimi, a jego przeważającą część stanowią lasy. Biegnie nim sporo turystycznych szlaków, między innymi Główny Szlak Beskidzki.


                                          Trochę o faunie. W MPN podobno bytują niedźwiedzie, choć nigdy (na szczęście) na takiego się nie natknęliśmy. Ani na jego ślady. Są tu także rysie, żbiki, bobry i nietoperze, choć i tych zwierząt nie uświadczyliśmy. Za to napotkaliśmy niejednego magurskiego ptaka:-). Chodziliśmy po śladach czapli siwej, widzieliśmy też krążące po niebie myszołowy. Najbardziej charakterystycznym ptakiem MPN jest jednak orlik krzykliwy – to właśnie jego sylwetka znajduje się w logo parku. Jego zagęszczenie na tym terenie jest największe w Polsce i równa się dwudziestu parom. Cóż, mimo wszystko niełatwo go spotkać.


                                          Przez Magurski Park Narodowy wiedzie sporo ścieżek dydaktyczno-przyrodniczych, przedreptaliśmy kilka z nich. Niektóre biegną przez tereny nieistniejących wsi – Łemkowie, podobnie jak bieszczadzcy Bojkowie, zostali wysiedleni. Przemierzając te szlaki zobaczymy więc stare krzyże i kapliczki, cmentarze, zdziczałe śliwy czy pozostałości po domostwach i cerkwiach. Są także współczesne instalacje pozwalające lepiej poznać historię Łemkowszczyzny i ocalić ją od zapomnienia – to wielka wartość dodana.


                                          Lubię Magurski Park Narodowy za to, że wciąż dużo w nim dzikości, brzęczenia trzmieli i cudnych manowców:-). Wycinanka na podstawie logo parku.

                                            • POWRÓT W GÓRY • Wspomnienia z początku lata w Beskidzie Niskim:-)




                                            1 2 3 4 5 6 7