Krótkie historie

Opowieści o Polsce w skondensowanej formie. Najczęściej inspirowane podróżami bieżącymi, bliższymi i dalszymi.

    • POLANY SUROWICZNE • Pośród śladów łemkowskiej osady. Chałupa Elektryków.


    Polany Surowiczne to kolejna nieistniejąca wieś Beskidu. Można tam dotrzeć z różnych stron – my zostawiliśmy samochód przy wiacie turystycznej pomiędzy Wolą Niżną a Moszczańcem, około 5 km od Jaślisk (na mapie Google oznaczona jest nazwą Szachty Miejsce Piknikowe). Ruszyliśmy pieszo utwardzoną drogą, będącą fragmentem szlaku Beskidzka Trasa Kurierska „Jaga-Kora”. Tego dnia żar lał się z nieba! Wkrótce asfalt został zastąpiony przez szuter, a po około trzech kilometrach od startu dotarliśmy do kolejnej wiaty turystycznej. Usiedliśmy na krótki odpoczynek po uprzednim schłodzeniu się w Potoku Surowicznym.


    Skręciliśmy w prawo za tablicą wskazującą na Chałupę Elektryków – zostało nam do przejścia około 500 m. Weszliśmy na obszar dawnej wsi Polany Surowiczne – poznaliśmy go po zdziczałych jabłonkach i unoszącym się w powietrzu zapachu dojrzewających owoców. Po chwili zobaczyliśmy wozy Drzymały i machającego do nas bacę – wozy są jego bazą, a okoliczne łąki - miejscem wypasu bydła. Zaraz obok znajduje się Chałupa Elektryków – studenckie schronisko prowadzone przez Klub Turystyczny „Styki” przy Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej. Istniejący od 1981 roku obiekt przez dłuższy czas pozostawał bez prądu. Na stronie Klubu czytam: „Jak przystało na prawdziwych elektryków, boimy się panicznie prądu i z tego powodu brakowało fazy przez kilkadziesiąt lat. Ostatnimi czasy strach nieco zelżał, więc po generalnym remoncie podłączyliśmy w 2017 roku Chałupę do Słońca, wynikiem czego dysponujemy różnicą potencjałów ~230V” :-). Schronisko działa sezonowo.


    Polany Surowiczne zlokalizowane są u podnóża Polańskiej (737 m) – szczytu, z którego rozpościera się widok na pagóry Beskidu, a w dalszej perspektywie – na Tatry. Wieś powstała w XV wieku i była początkowo wykorzystywana jako pastwiska sąsiedniej Surowicy. Stąd zapewne nazwa osady. Mieszkali tu praktycznie sami Łemkowie, w końcu lat 30. było ich w wiosce ponad tysiąc. W wyniku akcji „Wisła” mieszkańców wysiedlono, a zabudowania zniszczono. Pozostała jedynie podmurówka cerkwi, kilka nagrobków, resztki piwnic i dzwonnica, którą kilka lat temu udało się wyremontować. Przy dzwonnicy można spotkać biegające wolno buhaje...strzeż się, kto może;-).

      • DZIKIE WINO W DALIOWEJ • Dla turystów i dla mieszkańców.


      Wracamy w okolice Jaślisk, do Daliowej. Wita nas łemkowska kapliczka z zielonym dachem, a na niedużym wzniesieniu błyszczą kopuły cerkwi świętej Paraskewy. My skierowaliśmy swoje kroki do miejscowej restauracji Dzikie Wino. Nie mogliśmy się tam nie zjawić.


      Zlokalizowana w starej chyży, urzeka klimatem. Zaglądamy do karty dań – menu jest sezonowe, zmienia się praktycznie w każdym tygodniu. My natrafiliśmy na zupę z pokrzywy (jedliśmy kiedyś podobną w Zawadce Rymanowskiej, przepyszna!), puszyste racuchy i naleśnik z cukinią. Wszystko przygotowywane z produktów, pachnące latem Beskidu. Na terenie gospodarstwa znajdują się także budynki z pokojami gościnnymi – można zatrzymać się na dłużej.


      Dzikie Wino to jednak coś jeszcze – spółdzielnia. Stworzyli ją Anna i Marek, którzy pomogli zmienić życie wielu mieszkańcom Daliowej i okolic. „Dla Marka i Anny człowiek i działanie na jego rzecz są największą wartością. Ale o tym, że niełatwo zmienić światopogląd mieszkańców małej podkarpackiej wsi, przekonuje się prawie każdy, kto tu przybywa z zewnątrz” - czytam w przewodniku Katarzyny Zaparaniuk. Anna i Marek rozpoczęli ciężką pracę u podstaw, organizując przeróżne inicjatywy wspierające - między innymi warsztaty dla bezrobotnych czy dla mam. Ludzie, którzy nierzadko tkwili w stagnacji i niemocy, którzy utrzymywali się z zasiłków socjalnych, znaleźli zatrudnienie i uwierzyli w lepsze jutro.


      Z ciekawości sprawdzam obecne menu w Dzikim Winie (jest listopad). Rosół na gęsinie, łazanki z kapustą, baba ziemniaczana, borowiki. A jutro – rogale Świętego Marcina:-) Restauracja czynna jest w soboty i niedziele (dla gości pokoi codziennie).

        • PUSTELNIA ŚWIĘTEGO JANA • W gęstych lasach Beskidu.


        Opuszczamy Duklę i kierujemy się na wzgórze Zaśpit – znajduje się tam Pustelnia Świętego Jana. Samochód zostawiliśmy na leśnym parkingu w okolicy wsi Trzciana. Do celu mieliśmy około 300 m spaceru pod górę, urozmaiconego kapliczkami Drogi Krzyżowej. U szczytu wzgórza z gęstego listowia wyłoniła się nieduża, neogotycka kaplica.


        Jan z Dukli przez trzy lata wiódł pustelnicze życie w beskidzkich lasach, między innymi właśnie na wzgórzu Zaśpit. Ten niezwykły czas pogłębił jego relację z Bogiem i przyczynił się do rozwoju duchowego. Pustelnia została założona po beatyfikacji Jana, w 1769 r., z fundacji pani na Dukli – Marii Amalii Mniszchowej. Miejsce to od razu stało się celem licznych pielgrzymek.


        Obecnie istniejąca kaplica została wybudowana na początku XX wieku w stylu neogotyckim. W jej wnętrzu znajdują się piękne polichromie przedstawiające życie świętego Jana. Obok kaplicy znajduje się tzw. Mała Pustelnia - to drewniany domek, w którym starano się zrekonstruować warunki, w jakich mógł mieszkać Jan. Na śródleśnej polanie znajduje się też grota ze źródełkiem, z którego pielgrzymi czerpią wodę.

          • SANKTUARIUM W DUKLI • O świętym Janie i kościele wzniesionym na jego cześć.


          W Dukli, dawno temu, bo około 1414 roku, urodził się pewien święty. W młodości ukończył studia na Uniwersytecie Krakowskim, przyjaźnił się z Janem Kantym. Przez trzy lata wiódł życie pustelnicze w beskidzkich lasach. Następnie był przełożonym klasztorów w Krośnie i we Lwowie, a potem kustoszem i kaznodzieją we lwowskim kościele Świętego Ducha. Był świetnym teologiem, całkowicie poświęcił się służbie Kościołowi. Zmarł w 1484 roku i zaraz po śmierci rozwinął się kult religijny wokół jego osoby. O kim mowa? O świętym Janie z Dukli, bernardynie kanonizowanym w 1997 roku przez papieża Jana Pawła II.


          Gdy Jan nie był jeszcze oficjalnie uznany za świętego, ale był już beatyfikowany, w Dukli, na wzgórzu, zbudowano kościół. Ufundował go Józef Mniszech, ówczesny właściciel miasta (mówimy o 1741 roku). Pierwotnie świątynia była drewniana, w kolejnych dziesięcioleciach powstała murowana. Przy kościele od początku istniał klasztor Ojców Bernardynów. W XX wieku, po przeniesieniu relikwii świętego Jana do Dukli, sanktuarium na wzgórzu stało się centralnym miejscem jego kultu.


          Świątynia jest bardzo okazała, z późnobarokową fasadą. Wnętrze zostało przebudowane w stylu neorenesansowym. W ołtarzu głównym zwraca uwagę rzeźbiony krucyfiks. Z kolei polichromia wykonana przez Tadeusza Popiela przedstawia sceny z życia Jana. Relikwie świętego znajdują się w ołtarzu bocznym.

            • DUKLA • O dawnym splendorze. Muzeum Historyczne.


            Przemieszczamy się na jakiś czas w głąb Beskidu.
            „No więc Dukla. Dziwne miasteczko, z którego nie ma już dokąd pojechać. Dalej jest tylko Słowacja, a jeszcze dalej Bieszczady” - pisał Andrzej Stasiuk w książce z 1997 roku. Byliśmy tu już kiedyś, w strugach deszczu, ale tylko w sanktuarium. Tym razem postanowiliśmy pobyć w Dukli trochę dłużej.


            Dukla położona jest w środkowej części Beskidu Niskiego, w dolinie Jasiołki, u podnóża Cergowej. Przez środek miasta przebiega droga prowadząca do przejścia granicznego w Barwinku i natężenie ruchu jest bardzo duże. To trochę odbiera Dukli uroku nostalgicznego, sennego miasteczka. Pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę dukielskiego pałacu, który pełni obecnie funkcję Muzeum Historycznego.


            Trudno opowiedzieć historię Dukli w kilku akapitach, bo jest bardzo obszerna, związana z wieloma rodami, z wieloma wydarzeniami. Skupimy się na familii Mniszchów, która przyczyniła się do znacznego rozkwitu miasta. W 1638 roku Franciszek Mniszech rozbudował barokowy pałac i fortyfikacje, dzieło kontynuował jego syn Jan. Na początku 18 wieku Mniszchowie stali się właścicielami całej Dukli. W kilkadziesiąt lat później przy ich wsparciu powstały dwa kościoły, a miastu została nadana konstytucja.


            Dukielski pałac uchodził za jedną z najpiękniejszych rezydencji w Rzeczypospolitej. W jego wnętrzach można było znaleźć dzieła europejskich mistrzów malarstwa, cenne zbiory literackie, był też dworski teatr. Wokół pałacu roztaczał się park w stylu francuskim. O splendor tego miejsca dbał Jerzy August Mniszech z żoną Marią Amalią, której miejscem spoczynku jest kościół św. Marii Magdaleny. Pomnik pani na Dukli wygląda imponująco.


            Obecnie w pałacu Mniszchów mieści się Muzeum Historyczne. Znajduje się tu kilka wystaw stałych, poświęconych historii Dukli i okolic. Na ścianach wiszą wizerunki właścicieli dóbr dukielskich i gości tu przybywających, jest też sporo reprodukcji dzieł. Nie można też nie wspomnieć o wystawach militarnych – Dukla była bardzo ważnym punktem na mapie walk zarówno I jak i II wojny światowej. W muzeum organizowane są także wystawy czasowe – my zobaczyliśmy propozycję literacko-plastyczną Urszuli Łojko-Smogorzewskiej „Usprawiedliwienie obecności”.

              • MUZEUM KUŹNIA TRADYCJI • Wspomnienie dawnych Jaślisk.


              W sąsiedztwie jaśliskiego kościoła stoi stary drewniany dom. Kilka lat temu został odkupiony przez samorząd i urządzono w nim izbę regionalną Kuźnia Tradycji. Mieliśmy szczęście, że akurat było otwarte, bo generalnie zwiedzanie odbywa się „na telefon”.


              We wnętrzach zobaczymy wyposażenie dawnych regionalnych chat, a także odtworzone warsztaty – stolarski i kamieniarski. Niegdyś właśnie z tych rzemiosł słynęły Jaśliska. Z kolei na poddaszu powstała ekspozycja z panoramą 17-wiecznego miasteczka - są tam również zdjęcia, dokumenty i inne pamiątki jego dawnej świetności.


              Zwiedzanie należy umówić telefonicznie w Gminnym Ośrodku Kultury.

                • JAŚLISKA • Na Podkarpackim Szlaku Filmowym.


                Jak Jaśliski Park Krajobrazowy, to i Jaśliska. O tej uroczej wsi, położonej między Duklą i Komańczą, pisałam na blogu przy okazji naszego pobytu w Zawadce Rymanowskiej.


                Jaśliska powstały za czasów króla Kazimierza Wielkiego i przez wieki utrzymywały charakter miasteczka (kiedyś miały prawa miejskie) handlowego – obrót był zwłaszcza węgierskim winem. Odbywały się targi i jarmarki, życie kwitło. Duże zmiany nadeszły w 19 wieku, kiedy większość ruchu handlowego przeniosła się na trakt przez Przełęcz Dukielską. Miasto ucichło. Małymi kroczkami dochodzimy do roku 1934. Wtedy to Jaśliska utraciły prawa miejskie. Więcej o historii miejscowości i o jaśliskich piwnicach, w których składowano wino – tutaj.


                Tymczasem chciałabym opowiedzieć o tym, co obecnie przychodzi na myśl, gdy mówimy – Jaśliska. Czyli o filmie! Kręcono tu niejedną produkcję – między innymi „Wino Truskawkowe”, nawiązujące do „Opowieści galicyjskich” Andrzeja Stasiuka. Film ukazuje specyfikę małomiasteczkowej społeczności Beskidu Niskiego, a zasłynął w nim miejscowy bar Czeremcha (zdjęcie 3 i 4). Nostalgiczny charakter dawnego miasteczka, jego unikalna zabudowa i położenie pośród beskidzkich pagórów sprzyjają sztuce obrazu. W 2020 roku utworzono Podkarpacki Szlak Filmowy, którego jednym z przystanków są właśnie Jaśliska. Ma on za zadanie wspierać filmowy potencjał krajobrazu Beskidu Niskiego, Bieszczadów i okolic. W tym roku (2024) odbyła się także III edycja festiwalu filmowego „Kręcą mnie Jaśliska”. Wydarzenie to obfituje w seanse, koncerty i wystawy towarzyszące. Co tu dużo mówić – Jaśliska sztuką filmową stoją.

                  • CERKIEW W WOLI NIŻNEJ • Biel i złoto.


                  Przez jakiś jeszcze czas pozostaniemy w Jaśliskim Parku Krajobrazowym. Jednym z tutejszych zabytków kultury materialnej jest cerkiew w Woli Niżnej – biała, murowana, ulokowana na pagórku. Chcieliśmy zobaczyć także jej wnętrze, więc sprawdziliśmy w internecie, kiedy odbywa się Msza Święta (cerkiew służy obecnie wiernym obrządku rzymskiego). Miała być w piątek.


                  Mszy nie było, okazało się, że nie w każdy piątek się odbywa. Drzwi do cerkwi były zamknięte. Tak to już jest z dawnymi łemkowskimi świątyniami, rzadko kto do nich zagląda. Dowiedzieliśmy się jednak gdzie szukać klucza i kto może nas wpuścić do środka.


                  Dawna cerkiew nosi wezwanie świętego Mikołaja. Została wybudowana w 1812 roku z kamienia. Jest orientowana, trójdzielna, z półkoliście zamkniętym prezbiterium. Wnętrze zachwyca polichromią, późnobarokowym ołtarzem i częściowo zachowanym ikonostasem z początku XX wieku. Mieni się w odcieniach złota….

                    • JAŚLISKI PARK KRAJOBRAZOWY • Unikalny krajobraz wschodniego Beskidu Niskiego.


                    Rezerwat Źródliska Jasiołki, jak i wieś Wisłok Wielki, znajdują się na obszarze Jaśliskiego Parku Krajobrazowego. JPK obejmuje sporą powierzchnię wschodniego Beskidu Niskiego. Od zachodu graniczy z Magurskim Parkiem Narodowym, od wschodu prawie że styka się z Bieszczadami. Nie spotkasz tu wielu turystów, nawet w sezonie.


                    Jaśliski Park Krajobrazowy został utworzony przede wszystkim w celu ochrony dorzecza górnej Jasiołki i źródlisk Wisłoka. Tereny te, po wysiedleniach ludności łemkowskiej, ponownie wzięła we władanie przyroda – dużo tu buka, modrzewia, jodły, jaworu. Gdy ma się szczęście, na niebie można zobaczyć jastrzębia albo myszołowa. Mieszkają tu także ssaki drapieżne – wilki, żbiki i rysie. Na terenie JPK znajdują się malownicze rezerwaty przyrody, takie jak opisywane poprzednio Źródliska Jasiołki, a także Kamień nad Jaśliskami, Modrzyna, Wadernik.


                    JPK to jednak nie tylko przyroda – znajdują się tu również cenne zabytki kultury materialnej. To między innymi drewniane cerkwie w Wisłoku, Daliowej i Olchowcu, murowane w Woli Niżnej, Polanach i Tylawie, a także skansen łemkowski w Zyndranowej i liczne stare zagrody. Nie można też nie wspomnieć o Jaśliskach i przepięknym małomiasteczkowym układzie urbanistycznym. W logo parku umieszczona jest sylwetka znajdującego się tam barokowego kościoła świętej Katarzyny Aleksandryjskiej.


                    Wycinanka na podstawie logo.

                      • ŹRÓDLISKA JASIOŁKI • Szlakiem przez nieistniejące wsie Jasiel i Rudawkę Jaśliską.


                      Jasiołka. Jedna z piękniejszych rzek Beskidu Niskiego. Swoje źródła ma na wschodnich stokach góry Kanasiówka, ponad nieistniejącą wsią Jasiel. W dalszym biegu tworzy malowniczy przełom pomiędzy górami Ostrą i Piotrusiem, następnie meandruje u podnóża masywu Cergowej. Beskid opuszcza po minięciu Dukli, a w Jaśle wpada do Wisłoka. My postanowiliśmy zobaczyć tę rzekę u jej początków – górny bieg, o długości około 5,5 km od źródeł, objęty jest rezerwatem przyrody „Źródliska Jasiołki”.


                      Samochód zostawiliśmy na parkingu w Woli Wyżnej (około 15 km na płd. wschód od Wisłoka Wielkiego). Jakiś czas szliśmy lasem, po czym naszym oczom ukazała się szeroka dolina nieistniejącej wsi Rudawka Jaśliska. W latach międzywojennych osada liczyła 22 gospodarstwa i była zamieszkiwana niemal wyłącznie przez ludność grekokatolicką. Cerkwi nie było. Dziś po Rudawce nie zostało wiele – zdziczałe drzewa owocowe, kilka przydrożnych krzyży... Jeden z nich jest bardzo stary, widnieje na nim data 1865. Został odnowiony przez Stowarzyszenie Magurycz.


                      Doszliśmy do granicy rezerwatu. Zaraz za nią znajdują się pierwsze stawy, które, z kwitnącymi na różowo grzybieniami, wyglądają pięknie. Nie są jednak dziełem natury - utworzono je w celach przeciwpożarowych spiętrzając rzekę Jasiołkę. Weszliśmy na obszar kolejnej nieistniejącej wsi – Jasiel. Osada powstała w połowie XVI wieku pod granicznym grzbietem Beskidu. Zamieszkiwali ją grekokatoliccy Łemkowie, którzy wybudowali w Jasielu cerkiew. Mieszkańców wysiedlono w ramach akcji „Wisła”, a po świątyni zostało jedynie cerkwisko i stary cmentarz. W czasie II wojny światowej przez Jasiel przebiegał szlak kurierski na Węgry, o czym przypomina utworzona w 2012 roku Beskidzka Trasa Kurierska „Jaga-Kora” i pomnik pamięci kurierów karpackich.


                      Po około 5 km wędrówki doszliśmy do ładnego pola biwakowego. Można tu rozpalić ognisko, zjeść, popatrzeć w chmury:-). Dalej dotarłoby się na graniczny szczyt Kanasiówka. My powróciliśmy ta samą trasą, wyszukując po drodze nieliczne ślady dawnego łemkowskiego życia i wszelkie cuda jasiołkowej przyrody.

                        • CHATA NAD WISŁOKIEM • Na styku Beskidu Niskiego i Bieszczadów.


                        Opuszczamy Pieniny, ale nie Łemkowszczyznę. Hop! - przeskakujemy na drugi jej kraniuszek, wschodni. Wisłok Wielki to osada położona około 12 kilometrów przed Komańczą, która jest jedną z ostatnich wiosek Beskidu Niskiego. Dalej są już Bieszczady. Tak dokładnie to granicę pomiędzy tymi dwoma górskimi pasmami (a także pomiędzy całymi Karpatami Wschodnimi i Zachodnimi) stanowią rzeki Osława i Osławica. W najbliższych opowiastkach będę krążyła wokół doliny tych rzek – czasem bardzo blisko, a czasem trochę w oddali. Czasem po stronie łagodnych pagórów Beskidu, innym razem – Bieszczadów. Jesteśmy na styku tych dwóch krain, rozgośćmy się.


                        Zatrzymaliśmy się w Chacie nad Wisłokiem – agroturystyce prowadzonej przez Monikę i Piotra. Ich dom to stara chyża, oczywiście wyremontowana. Mieszkaliśmy w pokoju urządzonym na zielono, o wdzięcznej nazwie Szumilas. Jednak najbardziej lubiliśmy przebywać na dole, w części wspólnej. Duży stół, rozmowy, książki i ...jedzenie! Przepyszne, beskidzkie, z lokalnych produktów. Monika i Piotr wiele rzeczy robią sami, ale mają też pomocników – ich pracownicy to ludzie z pobliskich miejscowości, którzy otrzymali możliwość zmiany swojego dotychczasowego życia. Na plus:) W gospodarstwie nad Wisłokiem są też zwierzęta – owce, psy pasterskie, koty, pszczoły, kury. Na tarasie stoi balia do kąpieli – wodę trzeba przynieść sobie z rzeki. Oj tak! Jest beskidzko.


                        Tak więc czytaliśmy, piliśmy kawę, rozmawialiśmy, jedliśmy. I Wędrowaliśmy po okolicy, bliższej i dalszej. Wszystko to w sierpniu, w pełni lata.

                          • DO ZOBACZENIA, PIENINY • Na zdjęciu gaździna z kądzielą w Białej Wodzie. Rok 1933.


                          Fot. Roman Reinfuss. Źródło: „Karpacki Świat Bojków i Łemków”, wyd. BOSZ.

                            • DOLINA BIAŁEJ WODY • Przydrożne krzyże, zdziczałe jabłonie, zieleń górskich łąk.


                            Biała Woda jest miejscem absolutnie pięknym. Bywałam tu jako mała dziewczynka, mocząc stopy w zimnej wodzie potoku, patrząc na skały i wyobrażając sobie, że biegam po nich jak kozica. Dzieciństwo:-). Obecnie Biała Woda należy administracyjnie do Jaworek, jednak przed akcją „Wisła” była odrębną wsią. Powołali ją do życia Rusini Szlachtowscy, tworząc w urokliwej dolinie ponad 100 domostw. Ich głównym zajęciem było pasterstwo, jednak niektórzy trudnili się także wędrownym druciarstwem, co zostało uwiecznione w albumie Romana Reinfussa „Karpacki Świat Bojków i Łemków”. Po powojennych wysiedleniach Białej Wody ponownie nie zagospodarowano. Dziś o jej dawnych mieszkańcach przypominają jedynie zdziczałe drzewa owocowe, fundamenty gospodarstw, kapliczki i krzyże.


                            W 1963 roku na terenie dawnej wsi utworzono rezerwat przyrody. Tworzy go skalisty Wąwóz Międzyskały, przez który przepływa potok Biała Woda. Nieopodal wejścia stoi stara łemkowska kapliczka, natomiast na pierwszym odcinku rezerwatu zobaczymy stare przydrożne krzyże. Podobne były stawiane na terenie Karpat rumuńskich, ukraińskich i we wschodniej Słowacji – wszędzie tam, gdzie osiedlali się Rusini i ich przodkowie. Przez rezerwat został wytyczony żółty szlak. Po drodze można podziwiać ciekawe formacje skalne, m.in. Czubatą, Smolegową i Kociubylską. W okolicy tej ostatniej skały do Białej Wody uchodzi Potok Brysztański. Gdzieniegdzie tworzą się wodne kaskady, a na górskich stokach widać zarysy dawnych miedz. Jest pięknie.


                            Kiedyś żółtym szlakiem zawędrowaliśmy do Przełęczy Rozdziela, a dalej – grzbietem Małych Pienin – na Wysoką. Była to jedna z piękniejszych wędrówek w naszym życiu. Tym razem, po orzeźwiającym brodzeniu w potoku, zawróciliśmy. Po drodze minęliśmy stado owiec, bacówkę i konie. Wapienne skały kąpały się w słońcu, w trawach słychać było trzmiele, bystra woda szumiała. Kwintesencja Pienin!

                              • CERKIEW W JAWORKACH • Znaki przeszłości.


                              Jednym z ocalałych w Małych Pieninach zabytków rusińskiej kultury jest dawna cerkiew grekokatolicka pod wezwaniem św. Jana Chryzostoma. Została zbudowana w 1798 roku na miejscu poprzedniej drewnianej świątyni. Jej kopuły pięknie migoczą między drzewami, gdy schodzi się z Jaworek do Homoli. Echa Rusi Szlachtowskiej.


                              Orientowana, jednonawowa, zbudowana z kamienia. Stylem nawiązuje do kanonu świątyń józefińskich (budowanych w okresie panowania cesarza Józefa II i łączących w sobie elementy późnego baroku i klasycyzmu). Pierwotnie była kryta gontem. Wnętrze zdobi piękny rokokowy ikonostas z 18 wieku z ikoną dawnego patrona.


                              Obecnie służy wiernym obrządku łacińskiego – kościół przyjął wezwanie Jan Chrzciciela.

                                • WĄWÓZ HOMOLE • Ściany skalne i wodne kaskady.


                                Przemieszczamy się na dobre w Pieniny Małe. Wąwóz Homole to znajdujący się w miejscowości Jaworki (6 km od Szczawnicy) urokliwy jar o długości około 800 m. Jego strome ściany zbudowane są głównie ze skał wapiennych, dno przecina potok Kamionka. Wzdłuż wąwozu i dalej, przez Wysoką aż do Doliny Białej Wody, została wytyczona Ścieżka Dydaktyczna „Małe Pieniny”.


                                Jako że Jaworki były przed wojną zamieszkiwane przez Rusinów, tak i teren Homoli był przez nich użytkowany. Kiedyś nie było to miejsce zalesione, nic nie osłaniało wapiennych ścian wznoszących się dokoła. Wąwóz służył do wypasu owiec. Czas miniony… W 1963 r. na obszarze Homoli został utworzony rezerwat przyrody.


                                Samochód zostawiliśmy na parkingu nieopodal wejścia. Wstęp do wąwozu jest bezpłatny. Po wejściu na oznaczony zielonym kolorem szlak rozpoczyna się urokliwa wędrówka wzdłuż potoku Kamionka. Czasami trzeba pokonać metalowy mostek, bo ścieżka prowadzi raz po jednej, raz po drugiej stronie wody. Przez drzewa przebijają się potężne ściany skalne, gdzieniegdzie widać je bardzo dobrze. Mają przeróżne nazwy – Wapiennik, Grzebień, Prokwitowska Homola. Wieść głosi, że niegdyś poszukiwano tu złota:-).


                                Idziemy dalej. Potok tworzy gdzieniegdzie nieduże kaskady, a głazy – rumowiska. Czasami jest stromo, pomagają wtedy metalowe poręcze i schodki. Po około 40 minutach docieramy do Dubantowskiej Polany – jesteśmy już na górnym krańcu wąwozu. Zielony szlak, którym przyszliśmy z Jaworek, prowadzi dalej na najwyższy szczyt Pienin – Wysoką. Tym razem odbiliśmy w kierunku Polany Bukowinki, gdzie znajduje się wyciąg krzesełkowy, szałasy i punkt widokowy. Z Bukowinek rozpościera się panorama Małych Pienin i Beskidu Sądeckiego z najwyższym szczytem, Radziejową. Można tu napotkać owce, krowy, konie.


                                Wróciliśmy tą samą trasą. Nie pierwszy już raz…:-)

                                  • SZCZAWNICA • Uzdrowisko wspomnień:-)


                                  Wracamy w Pieniny. Szczawnica jest powszechnie znanym uzdrowiskiem i miejscem, do którego jeździłam wieeele razy (a zdjęcia dodane do posta są mieszanką z różnych wyjazdów). Miejscowość położona jest właściwie na styku Pienin i Beskidu Sądeckiego. Prócz walorów sanatoryjno-zdrowotnych jest świetną bazą wypadową w pobliskie góry. Więcej szczegółów znajdziesz tutaj, a dzisiaj skrót informacji:-).


                                  Twórcą uzdrowiska był Józef Szalay – wzniósł on pierwsze budynki zdrojowe, kaplicę i fragment Drogi Pienińskiej, a także organizował spływy Dunajcem. Propagował miejscową turystykę i wodolecznictwo – wszystko to działo się w 19 wieku.


                                  Z kolei za ojca miejscowego wodolecznictwa uznawany jest Józef Dietl – polski lekarz i prezydent Krakowa w latach 1866-74. Stworzył on nową dziedzinę medycyny – balneologię. Kuracje polegały na kąpielach i piciu wody ze źródeł Józefina, Stefan i Magdalena. Wodę nalewano sobie do specjalnych szklaneczek z podziałką i łączoną je z żętycą albo z mlekiem. Zdroje szczawnickie są kwaśne, a górale nazywali je szczawami – stąd też nazwa uzdrowiska. Pod koniec 19 wieku życie sanatoryjne rozkwitło na dobre.


                                  Aż do czasów wojny. Po pożodze uzdrowisko zostało upaństwowione, zmienił się także przekrój społeczny kuracjuszy. W związku z otwarciem w latach 60. dużego sanatorium Hutnik, zaczęto przyjmować i leczyć głównie osoby z zawodowych grup robotniczych. W latach 70. przy ulicy Zdrojowej zbudowano duży kompleks przyrodoleczniczy (obecnie częściowo rozebrany) z okrągłą rotundą, w której mieściła się pijalnia wód.


                                  Centralną częścią dzielnicy uzdrowiskowej jest Park Górny – założenie urbanistyczne autorstwa Józefa Szalaya. Znajduje się tu okazały plac Dietla, niegdyś pełniący funkcję rynku. Górują nad nim piękne budynki – Dom nad Zdrojami (obecnie pijalnia wód), Willa Holenderka, Café Helenka, Willa pod Bogarodzicą i zabytkowa, neogotycka kaplica. A skoro już mowa o obiektach sakralnych, warto zobaczyć także 19-wieczny kościół św. Wojciecha z pięknym różnobarwnym sklepieniem. Wpatrywałam się w te kolory jako dziecko, gdy niejeden raz szłam do szczawnickiego kościoła ze święconką...

                                    • KOŚCIÓŁ W DĘBNIE PODHALAŃSKIM • Drewniana świątynia na miarę UNESCO.


                                    Hop! Wyskakujemy (ale tylko na chwilę) na Podhale, choć nadal pozostajemy w bliskiej okolicy Jeziora Czorsztyńskiego. Kierujemy się do miejscowości Dębno Podhalańskie, oddalonej od Niedzicy o około 13 km.


                                    Do Dębna pojechaliśmy, żeby zobaczyć tam piękny drewniany kościółek, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Został wybudowany w XV wieku w stylu gotyckim, na miejscu starszej świątyni. Orientowany, o konstrukcji zrębowej. Jest bardzo dobrze zachowany, jego sylwetka praktycznie nie zmieniła się od czasów budowy. We wnętrzu zachwyca polichromia, która pochodzi z ok. 1500 (!) roku i jest najlepiej zachowaną polichromią w Polsce. Została wykonana aż w 33 kolorów i przedstawia 77 motywów. Mieni się w oczach – jest piękna:-)


                                    Na uwagę zasługuje także ołtarz główny z XVI-wiecznym tryptykiem, a także dwa ołtarze boczne utrzymane w stylu barokowym. Na belce wisi krucyfiks z ok. 1380 roku – to najprawdopodobniej najstarszy zabytek w kościółku. Na ścianie bocznej znajduje się z kolei kopia pochodzącego z 1280 roku malowidła, przedstawiającego św. Agnieszkę i św. Katarzynę. Oryginał został przeniesiony do Muzeum Archidiecezjalnego w Krakowie. Ciekawym elementem wyposażenia są także przepięknie brzmiące, XV-wieczne dzwonki.


                                    Zwiedzanie świątyni możliwe jest z przewodnikiem.

                                      • JEZIORO CZORSZTYŃSKIE • I przeprawa wodna na trasie Czorsztyn-Niedzica.


                                      Za czasów, gdy zamki w Czorsztynie i Niedzicy strzegły granicy polsko-węgierskiej, krajobraz w dolinie Dunajca rysował się zupełnie inaczej. W dole płynęła rzeka, wzdłuż której lokowały się osady – Stary Czorsztyn i Stare Maniowy. Projekt budowy zapory i utworzenia w tym miejscu wielkiego zalewu zamknął historię tych wsi.


                                      Budowę sztucznego jeziora rozpoczęto w 1971 roku. Mieszkańców wspomnianych miejscowości (jak i części sąsiednich, takich jak Dębno, Niedzica, Kluszkowce) wysiedlono. Ludzie przenieśli się m.in. do Czorsztyna Nadzamcze. Niektóre zabytki rozebrano i przeniesiono w inne miejsca, inne zburzono. Zapora została oddana do użytku w 1997 roku – ma długość ponad 400 m i szerokość 7 m. Uchroniła dolinę Dunajca przed zalaniem, kiedy Polskę nawiedziła ogromna powódź. Zaporę można zwiedzać.


                                      Jezioro Czorsztyńskie to również miejsce wypoczynku – jest plaża, można wypożyczyć rower wodny czy kajak. My wybraliśmy się na krótki rejs na trasie Czorsztyn-Niedzica, co pozwoliło nam zwiedzić oba zamki bez poruszania się samochodem (i przy okazji poczuć wiatr we włosach w upalny dzień). Bardzo przyjemna opcja. Dodatkowo, wokół Jeziora Czorsztyńskiego została utworzona licząca 27 kilometrów trasa rowerowa.


                                      A co z zalanymi wsiami? Polecam zajrzeć na strony staryczorsztyn.pl i staremaniowy.pl, żeby zobaczyć jak kiedyś wyglądały. A będąc na miejscu warto zajrzeć do wsi Kluszkowce, gdzie powstał skansen Osada Czorsztyn, nawiązujący właśnie do historii tamtych miejscowości...


                                      Na zdjęciach zamki prezentujące się z perspektywy wody, a także jezioro widziane z tarasu widokowego w Niedzicy.



                                      1 2 3 4 5 6 7