Krótkie historie

Opowieści o Polsce w skondensowanej formie. Najczęściej inspirowane podróżami bieżącymi, bliższymi i dalszymi.

    • ŚWIĘTA LIPKA II • Wokół bazyliki. Kadry.


    Centrum sanktuarium maryjnego w Świętej Lipce stanowi barokowy kościół, o którym pisałam poprzednio. Otacza go czworobok pięknych krużganków z kaplicami w narożach. Do jednego z ramion krużganka przylega budynek klasztoru, z kolei na dziedzińcu znajdują się cenne rzeźby – Matki Bożej Niepokalanej, św. Józefa i św. Anny. Warto spędzić tu trochę czasu – atmosfera Świętej Lipki przywodzi na myśl tę z południowoeuropejskich sanktuariów:-)


    Przy bazylice funkcjonuje również Muzeum Jezuitów opowiadające o historii Świętej Lipki. Znajdują się tam także cenne pamiątki, między innymi osobisty księgozbiór papieża Jana Pawła II, a także eksponaty pochodzące ze starożytnego Egiptu i Bliskiego Wschodu.

      • ŚWIĘTA LIPKA • Zaczęło się od małej figurki. Mazurskie sanktuarium.


      Pomału zbliżamy się do końca mazurskich opowieści. Przesuwamy się sporo na zachód, niemal do granicy z Warmią, do Świętej Lipki. Znajduje się tam jedno z najbardziej znanych w Polsce sanktuariów maryjnych – przepiękna barokowa bazylika, krużganki i klasztor.


      Jest tłoczno, za chwilę ma się rozpocząć msza. Do bazyliki prowadzi nas okazała zielona brama z liśćmi akantu. Po liturgii zwiedzamy wnętrze kościoła – w ołtarzu umieszczony jest obraz Matki Bożej Świętolipskiej z 1640 roku, z kolei naprzeciw ambony widzimy rzeźbę Maryi na pniu drzewa lipowego. Duże wrażenie robią na nas organy z pierwszej połowy XVIII wieku – to chyba najsłynniejsze organy w Polsce! Zachwycają nie tylko dźwiękiem, ale także ruchomymi figurkami, przedstawiającymi scenę Zwiastowania. Mieliśmy okazję zobaczyć je „w akcji”.


      Początek kultu maryjnego w Świętej Lipce sięga czasów średniowiecza i wiąże się z miejscowymi przekazami. Najbardziej znany z nich podaje, że w lochach kętrzyńskiego zamku uwięziony był pewien skazaniec. Czekając na egzekucję, modlił się żarliwie do Matki Bożej. Wtedy właśnie miała mu się Ona ukazać, podać kawałek drewna i dłuto oraz nakazać wyrzeźbienie figurki. Gdy nazajutrz sędziowie zobaczyli dzieło więźnia, wypuścili go wolno. Skazaniec, zgodnie z wolą Maryi, ustawił figurkę na lipie, która niedługo potem stała się miejscem kultu. W kolejnych latach powstała również pierwsza kaplica.


      Na początku XVII wieku do Świętej Lipki trafili jezuici. Po zawieruchach związanych z niszczeniem katolickich miejsc kultu w imię protestantyzmu nie zastali tam jednak ani lipy, ani rzeźby. Zakonnicy zamówili zatem obraz wzorowany na Matce Bożej Śnieżnej z rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore. Odtąd właśnie ten obraz stał się obiektem kultu. Pod koniec XVII wieku został wybudowany okazały kościół, który otrzymał wezwanie Nawiedzenia NMP. W tym czasie rozpoczęto także budowę krużganków i klasztoru. W kolejnych dziesięcioleciach nastąpiła kasata zakonu na terenie Prus – Jezuici powrócili do Świętej Lipki w 1932 roku. I są tam do dziś.

        • MAMRY • W Krainie Wielkich Jezior Mazurskich.


        Z Węgorzewa ruszyliśmy na krótki rejs po jeziorze Mamry. Właściwie to pojęcie „Mamry” odnosi się do sporego kompleksu jezior, w jego skład wchodzą między innymi Święcajty, Kisajno, Dobskie i Mamry właściwe. Znajdujemy się na północnych rubieżach uwielbianej przez żeglarzy Krainy Wielkich Jezior Mazurskich.


        Mamry są połączone z przystanią w Węgorzewie kanałem o długości 920 metrów. Przyroda tętni tu życiem – w pobliżu żerują bobry, mazurskie ptaki mają swoje lęgowiska. Po krótkim czasie wpłynęliśmy na otwarte wody jeziora. Żaglówek wokół było w bród – pięknie migotały w słońcu.


        W końcu dotarliśmy do wyspy Upałty – największej na całym Szlaku Wielkich Jezior. Podobno kiedyś słynęła z licznych polowań na łosie, a przed wojną działała tam elegancka restauracja i letnisko. Dziś wyspą rządzi przyroda – bytują tam rzadkie gatunki ptaków, w tym orzeł bielik. Co ciekawe, na dnie jeziora Mamry leżą gdzieniegdzie… bursztyny. Woda wyrzuca je na brzeg w czasie sztormów.


        Nasz rejs trwał około 1.5 godziny, wróciliśmy tą samą trasą.

          • PARK ETNOGRAFICZNY W WĘGORZEWIE • O dawnym życiu na Mazurach.


          By zobaczyć jak wyglądała codzienność dawnych mieszkańców mazurskiej krainy, warto wybrać się do Węgorzewa. Znajduje się tam Muzeum Kultury Ludowej i Park Etnograficzny, które obfitują w eksponaty traktujące o zwyczajach Mazurów, o ich pracy i folklorze.


          W położonym nad rzeką Węgorapą skansenie zobaczymy tradycyjne budownictwo mazurskie – przeniesiono tu z okolicznych wsi stare drewniane chaty. Jest także remiza, kuźnia i murowany dom wybudowany przed laty w Węgorzewie. W jednej z chałup zaprezentowana jest wystawa poświęcona tradycyjnemu mazurskiemu rybołówstwu - możemy tam zobaczyć przeróżne narzędzia służące do połowu, począwszy od najbardziej prymitywnych, takich jak sznury z haczykami i proste pułapki. Rybacy, jak prawie każdy zawód, mieli swoje święto - przypadało na pierwszego maja. Obchody polegały na szykowaniu sowitego poczęstunku (wędzono ryby i gotowano zupę „uchę” z węgorza) i biesiadowaniu do białego rana.


          W kolejnej chałupie zobaczymy wystawę eksponatów przynależących do zajęć wykonywanych przez mazurskie kobiety – tkania, szycia, ozdabiania domu. Znajdziemy tu także tkaniny charakterystyczne dla grup etnicznych, które pojawiły się na Mazurach po II wojnie światowej – Ukraińców, Kurpian, repatriantów z Wileńszczyzny. Mozaika kultur… W przeniesionej ze wsi Zabrost Wielki (uchodzącej za najlepiej zachowaną historycznie wieś Warmii i Mazur) kuźni znajduje się warsztat kowalski, a w remizie – ekspozycja dawnego sprzętu strażackiego.


          Mazurskie wsie miały kształt ulicówek – domy ciągnęły się wzdłuż drogi lub rzeki. Budowano je na zrąb, dachy kryto gontem lub strzechą. Charakterystycznym elementem wnętrza chałup były tak zwane ciemne kuchnie, w których przygotowywano pożywienie dla domowników i inwentarza. Budynki mieszkalne i gospodarcze były stawiane zawsze osobno.


          W węgorzewskim Parku Etnograficznym odbywają się cykliczne imprezy folklorystyczne, które stanowią świetne dopełnienie stałych ekspozycji. Więcej informacji na stronie www.muzeum-wegorzewo.pl

            • KIM BYLI MAZURZY? • O „niemieckich Polokach”.


            Cofnijmy się wstecz i pogadajmy o przedwojennych mieszkańcach południowych Prus Wschodnich – o Mazurach. Przeważnie byli to potomkowie polskich osadników z Mazowsza, którzy następnie przemieszali się z kolonistami z Rzeszy Niemieckiej i innymi, przeróżnymi ludami pruskimi. Od Warmiaków i Mazowszan odróżniała ich przede wszystkim przyjęta religia – luteranizm. Mazurzy mówili gwarą mazurską, która jest mieszaniną języka ludowego i staropolskiego z licznymi naleciałościami niemieckimi.


            - (…) wszędzie tam rozmówisz się po polsku.
            - Dlaczego?
            - Bo to, w istocie, kraj polski. Bo tam mieszka 400 000 ludności mówiącej po polsku.
            - To czemu nie wrócili po wojnie (I światowej – przyp. aut.) do Polski?
            - Mogli przyjść, ale nie wrócić, bo w niej nigdy nie byli. Mieszkają na tej ziemi od siedmiuset lat. (…) Wyznają wiarę ewangelicką. O Polsce wiedzieć nie chcą, a raczej po prostu nie wiedzą nic. (…) Tili głowa pracuje:
            - A mówią po polsku?
            - Mówią po polsku.
            - To są Polacy…
            - Ja tak sądzę. Ale oni nawet o tym nie wiedzą. Oni niezupełnie zdają sobie sprawę, że ich mowa jest polska.

            To fragment książki „Na tropach Smętka” Melchiora Wańkowicza – relacjonuje on w niej wyprawę do Prus Wschodnich wraz z młodszą córką Martą. Rozmawiają o plebiscycie z 1920 roku - mazurska ludność ma zdecydować czy pozostać w Prusach czy znaleźć się w granicach nowo odrodzonej Rzeczpospolitej. Za Polską opowiedziało się dwa procent ludności.


            I taka to zagmatwana prawda o Mazurach: mentalnie byli Niemcami – tylko mówili po polsku. Niektórzy nazywali ich „niemieckimi Polokami”. O ich zwyczajach i codzienności napiszę w kolejnym poście.


            Wycinanka przedstawia tradycyjny mazurski strój.

              • SPŁYW SAPINĄ • Przeprawa śluzą, malownicze jeziora i błoga cisza.


              Mazury Północne to cudowne miejsce na obcowanie z naturą z perspektywy wody – dlatego w naszych planach nie mogło zabraknąć spływu kajakowego. Dobrą bazą wypadową są Kruklanki nad jeziorem Gołdopiwo – ruszając stąd można dotrzeć rzeką Sapiną do jeziora Święcajty (połączonego kolejno z Mamrami), a to ponad dwudziestokilometrowy odcinek. Super sprawa dla wytrawnych kajakarzy.


              My jednak wybraliśmy krótszą opcję – ze Śluzy Przerwanki - tam czekał już na nas uprzednio zarezerwowany kajak. Śluza znajduje się przy ujściu Sapiny z Gołdopiwa i jest pamiątką po pruskich czasach – powstała w 1910 roku w celu regulacji poziomów wody podczas budowy Kanału Mazurskiego. Już przeprawa przez nią była nie lada atrakcją, ale gdy znaleźliśmy się na spokojnej wodzie otulonej gąszczem drzew – to dopiero była przyjemność.


              Sapina to urocza rzeka, która ma swój początek w Puszczy Boreckiej i wpada do jeziora Święcajty – jej długość to około 47 kilometrów. Nie jest głęboka, sięga zaledwie jednego metra. Pierwszy odcinek naszego spływu przebiegał po terenie zalesionym, następnie znaleźliśmy się na Jeziorze Wilkus połączonym wąskim trzcinowiskiem z Jeziorem Brząs. Cisza i spokój są tu niemal absolutne, co doceniają również wędkarze.


              Za Jeziorem Brząs Sapina tworzy malowniczy szlak wodny z wieloma ciekawostkami przyrodniczymi. Jedną z nich są żółte grzybienie porastające brzegi – nic, tylko rozkoszować się cudownością krajobrazu:-). Po niedługim czasie wpłynęliśmy na Jezioro Pozezdrze, zostawiając na jego przeciwległym brzegu kajak – łącznie pokonaliśmy około 7 kilometrów. Dalej trasa wiedzie, przez Jezioro Stręgiel, aż do wspomnianych Święcajt.

                • PUSZCZA BORECKA • Kraina bagien, dzikiej przyrody i...żubrów.


                A oto przed nami kolejny wielki kompleks leśny Mazur Garbatych – Puszcza Borecka. To piękne miejsce znajduje się na Pojezierzu Ełckim, na wschód od jeziora Mamry. Przed wieloma wiekami mieszkali tu Galindowie – bałtyjskie plemię, które swoje chaty budowało na palach wbijanych w bagno. O tak – bagien w Puszczy Boreckiej dostatek!


                Jadąc po faliście ukształtowanej szutrowej drodze docieramy do Rezerwatu Przyrody Borki. Stanowi on centralną część puszczy, a przyroda jest tutaj bujna i różnorodna. W gałęziach niebosiężnych drzew ukrywają się ptaki, między innymi dzięcioły i czarno-białe muchołówki. Z kolei w runie leśnym zieleni się czosnek niedźwiedzi i wiele innych soczyście wyglądających traw. Las gdzieniegdzie rozstępuje się, ukazując porośnięte rzęsą bagna. Tutaj zdecydowanie rządzi przyroda.


                W dodatku w Puszczy Boreckiej żyją żubry! W miejscowości Wolisko znajduje się ośrodek hodowli tegoż ssaka – można mu się przyjrzeć podczas porannego i wieczornego dokarmiania ze specjalnej platformy widokowej. To nie to samo, co podziwianie żubra na wolności, ale...na pewno jest to bezpieczniejsza opcja;-)
                Zagroda pokazowa jest otwarta od maja do października w godzinach 9-11 i 16-18. Wstęp bezpłatny.

                  • MOSTY W STAŃCZYKACH • Klimat Południa na Mazurach Garbatych.


                  Czy patrząc na tę spektakularną arkadową budowlę nie odnosi się wrażenia, że jest się gdzieś we Francji lub we Włoszech? Mosty kolejowe w Stańczykach przypominają tamtejsze rzymskie akwedukty i nawet są tak zwyczajowo nazywane. A jednak jesteśmy w Puszczy Rominickiej, w dawnych Prusach Wschodnich – i mamy przed sobą pamiątkę nie tak dawnych czasów.


                  Mosty w Stańczykach zostały zbudowane w latach 1912-1926. Majestatyczne (wysokie na prawie 40 metrów!), nawiązujące do architektury Południa, miały świadczyć o zamożności państwa pruskiego i przy okazji ograniczyć wśród mieszkańców emigrację zarobkową w głąb Niemiec. Jeszcze w 1938 roku kursowały tędy trzy pary pociągów na dobę. W dole płynie malownicza rzeka Błędzianka, można się dostać na jej brzeg leśnymi schodkami. Obecnie teren mostów w Stańczykach jest prywatny, a wstęp na nie - płatny.


                  Podobne, choć mniej spektakularne wielkościowo mosty znajdują się w pobliskich Kiepojciach i Botkunach.

                    • PARK KRAJOBRAZOWY PUSZCZY ROMINICKIEJ • Klimat rodem z tajgi i unikatowe zabytki.


                    Puszcza Rominicka to rozległy kompleks leśny należący częściowo do Polski, częściowo do obwodu królewieckiego. Polski fragment rozciąga się od Gołdapi po Żytkiejmy, wieś będącą w międzywojniu popularnym kurortem...narciarskim:-) To najbardziej wysunięta na północny wschód część Mazur Garbatych, gdzie lasy są surowe niemal jak w tajdze. Można tu spotkać rzadkie rośliny - malinę moroszkę, mannę litewską, nietypowe gatunki storczyka. W niedostępnych, gdzieniegdzie bagnistych lasach, żyją żubry, jenoty, rysie, bobry…


                    Niegdyś Puszcza Rominicka była ulubionym miejscem polowań królów pruskich i cesarzy niemieckich, co upamiętniają porozrzucane po leśnych ostępach głazy. Dziś większość polskiej części została objęta parkiem krajobrazowym. Oprócz przepięknej przyrody, którą możemy zwiedzać pieszo lub rowerem, zachowały się tu unikatowe zabytki kultury – kościoły, dwory i niesamowite wiadukty kolejowe. Najbardziej spektakularny jest ten w Stańczykach, o którym więcej w kolejnym wpisie.


                    Wycinanka na podstawie logo parku.

                      • BEZKRWAWE SAFARI • Dzikie zwierzęta na wyciągniecie ręki.


                      W pobliżu Gołdapi znajduje się jedno z ciekawszych ZOO, jakie mieliśmy okazję odwiedzić. Mieści się ono na terenie dużego gospodarstwa rodziny Rudziewiczów, u podnóża Tatarskiej Góry. Zwierzęta biegają gdzie chcą, a turyści podziwiają je z perspektywy pickupa:-).


                      Przejażdżka trwa około godziny. Terenówka kołysze się po pagórkach, a lekki wiatr przynosi ulgę w upalny dzień. Co jakiś czas zatrzymujemy się, a pan przewodnik wyciąga karmę – w mgnieniu oka przybiegają: daniele, jelenie, osiołki, dzikie owce, konie...całe bogactwo fauny! Są też zwierzęta egzotyczne - dostrzegamy wygrzewające się w słońcu jaki, alpaki i strusie. Z kolei na bagnach (przy odrobinie szczęścia) zobaczymy nasze polskie czaple, żurawie i kormorany.


                      Bezkrwawe Safari zajmuje obszar około 300 ha . Teren jest malowniczy, pagórkowaty – jak na Mazury Garbate przystało. Umówienie wycieczki odbywa się telefonicznie.

                        • WIEŻA CIŚNIEŃ W GOŁDAPI • Tarasy widokowe, kawiarnia, muzeum.


                        Opuszczamy dzielnicę uzdrowiskową i kierujemy się w stronę centrum, do ulicy Paderewskiego. Już z oddali widać górującą nad zabudową wieżę ciśnień. Wieża udostępniona jest do zwiedzania, a z tarasów na szczycie roztacza się ciekawa panorama okolicy.


                        Gołdapska wieża ciśnień została wzniesiona w 1905 roku jako element miejskiej sieci wodociągowej. Za budulec posłużyła czerwona cegła, jakże charakterystyczna dla Prus Wschodnich. Wieża przetrwała wojnę i działała zgodnie z przeznaczeniem aż do 1986 roku, kiedy to uległa poważnej awarii.


                        Popadała w coraz większą ruinę. Kupił ją Henryk Górny – przedsiębiorca i miłośnik tego typu budowli. W 2008 roku rozpoczął się gruntowny remont, a rok później wieżę uroczyście otwarto. Dziś mieści się tu mini-muzeum, przeszklona kawiarnia i tarasy widokowe z opisem panoramy. Widać stąd nawet trójstyk granic!


                        Co ciekawe, na Warmii i Mazurach zachowało się sporo wież ciśnień, m.in. we Fromborku, w Giżycku, w Ełku czy w Pasymiu. Można zrobić tour niczym po latarniach morskich:-).

                          • GOŁDAP • Jedyne takie uzdrowisko!


                          Gołdap – TA Gołdap, gdyby ktoś pytał:-). Jedziemy do jedynego uzdrowiska na Warmii i Mazurach, a jednocześnie miasta o najczystszym w Polsce powietrzu. Jesteśmy tylko cztery kilometry od granicy z Rosją - przed wojną tereny te zamieszkiwali Mazurzy, Litwini pruscy i Niemcy.


                          Kierujemy się do dzielnicy sanatoryjnej, gdzie dumnie wznoszą się otwarte w 2014 roku wielkie tężnie. Solanka spływa po gałązkach tarniny tworząc zdrowy mikroklimat. Z tarasów roztaczają się widoki na park zdrojowy i jezioro Gołdap.


                          Jest też (a jakże!) pijalnia. Z kubeczkami wypełnionymi wodą czerpaną z gołdapskich zdrojów udajemy się do przeszklonego pomieszczenia z mini-tężniami. Już na dworze było gorąco, ale tutaj – to dopiero! W budynku znajduje się także grota solna.


                          Alejkami parku zdrojowego skierowaliśmy się następnie na pływające molo na jeziorze Gołdap. Część akwenu należy do Polski, część do Rosji. U wschodniej linii brzegowej rozpościera się Puszcza Rominicka – kompleks leśny o unikalnym charakterze, z klimatem porównywalnym do tajgi. Puszcza także została podzielona, pamiętnego 1945 roku, pomiędzy dwa państwa.


                          Lekki wiaterek kołysze molo. Altanka zachęca do krótkiego odpoczynku. Jest pięknie!

                            • MŁYN W BUDRACH • Polsko-niemiecka historia dwóch rodzin.


                            Na Mazurach ostało się sporo poniemieckich młynów. Wyposażenie niektórych ocalało – przykładem jest młyn w Budrach (około 12 km na wschód od Bań Mazurskich). Udaliśmy się tam upalnym późnosierpniowym popołudniem.


                            Już z oddali widać wysoki biały budynek, świeżo odnowiony. Wyróżnia się na tle skromnej wiejskiej zabudowy. Na drzwiach wisi kartka z numerem telefonu przewodnika, trzeba dzwonić. Po chwili przychodzi pan Leszek, który pracował w młynie do 1995 roku, czyli do końca jego funkcjonowania. „Robiliśmy mąkę na cztery piekarnie. A jak przyszedł stan wojenny, młyn chodził non stop” - mówi.


                            Rozglądamy się po wnętrzach. Jest cicho, pachnie drewnem, promienie słońca wpadają przez okna. Widzimy stare silosy na mąkę oraz inne urządzenia młyńskie pamiętające pruskie czasy. Oglądamy także zdjęcia misternie ułożone za gablotkami. Przedstawiają dawnych pracowników młyna i sam budynek, który dzięki rewitalizacji z 2022 roku nabrał nowego blasku.


                            Historia młyna w Budrach to historia dwóch rodzin. W XVIII wieku na tereny Prus Wschodnich przybywa uciekający przed prześladowaniami religijnymi Francuz, Gilbert Pluquet. Jego potomek Herman rozpoczyna w 1918 roku budowę młyna w miejscowości Buddern. Dziedziczy go syn Bruno, który w 1939 roku zdaje egzamin mistrzowski na młynarza. W czasie wojny trafia do niewoli brytyjskiej. Nigdy już nie wróci do Polski.


                            W 1954 roku do Buder przybywa mistrz młynarski z Jedwabnego – Franciszek Zwoliński. Przejmuje młyn w imieniu państwowych zakładów zbożowych. Pracę kontynuuje jego syn Wiesław, a następnie wnuk – Leszek. Dziś młyn pełni funkcje muzealne. Odbywają się tu także przeróżne wydarzenia kulturalne.

                              • BANIE MAZURSKIE • Kto dziś mieszka na Mazurach?


                              Po 1945 roku teren Prus Wschodnich został sztucznie podzielony – część trafiła do Polski, część do Rosji. „Drogi zostały zamknięte, niektóre wsie i pojedyncze gospodarstwa znalazły się po dwóch stronach granicy. Po 1945 roku większość autochtonów z Prus Wschodnich wyjechała do Niemiec. W ich miejsce przesiedlano Łemków, Bojków, Podolan i Ukraińców (…). W wyniku tych zmian demograficznych dziś mamy tu prawdziwą mieszankę etniczną” - czytam w przewodniku Magdaleny Malinowskiej o Warmii i Mazurach.


                              Potomkowie Bojków i Łemków, po których śladach tak często drepczę w Beskidzie i Bieszczadach, są między innymi tutaj. Województwo warmińsko-mazurskie jest obecnie najbardziej zróżnicowanym etnicznie regionem kraju. Oprócz ewangelików (którymi w dużym odsetku byli Mazurzy) i katolików mieszkają tu grekokatolicy i prawosławni – to właśnie skutek przesiedleń.
                              „Urodziłem się na Mazurach, mieszkam na Warmii, w sercu jestem Ukraińcem w życiu Polakiem” - mówi Igor Brewka, nauczyciel języka ukraińskiego w Olsztynie, syn przesiedleńców w ramach akcji „Wisła”. Pokłosie.


                              Po wojnie na Warmii i Mazurach powstało sporo cerkwi. Jedna z ciekawszych znajduje się w Górowie Iławeckim – wyglądem zupełnie nie przypomina świątyni obrządku wschodniego, bo wcześniej był to kościół ewangelicki. Natomiast grekokatolicka cerkiew ze zdjęcia znajduje się w Baniach Mazurskich, miejscowości zlokalizowanej około 6 km od naszej agroturystyki. Wcześniej była to kaplica baptystów.


                              Po 1945 roku do Bań Mazurskich przesiedlono wiele ukraińskich rodzin z Bieszczadów i Rzeszowszczyzny. Oprócz cerkwi znajduje się tu szkoła z wykładowym językiem ukraińskim, działa również zespół folklorystyczny.


                              O wielu osobistych historiach, które miały miejsce na Warmii i Mazurach zaraz po wojnie, przeczytamy w książce „Wieczny początek” Beaty Szady. Znamienny tytuł.

                                • MAZURY GARBATE • Malownicze pagóry, ceglane domy, krystaliczne powietrze.


                                No więc jesteśmy na Mazurach Garbatych. Ta przepiękna kraina rozciąga się na północ od Ełku aż po granicę z Rosją. Morenowe pagórki wyściełają przestrzeń wokół, gdzieniegdzie między nimi błyszczą jeziora. Po horyzont porozrzucane są, niczym klocki, poniemieckie ceglane domy – nierzadko z wyrytą na elewacji datą budowy. Czuć ducha historii.


                                Mazury Garbate to także lasy. Gęste, zielone, surowe. Znajdują się tu dwie puszcze – Rominicka i Borecka – a także Wzgórza Szeskie z malowniczymi rezerwatami przyrody. Podziwiać je można z perspektywy pieszej lub rowerowej. Warto zobaczyć także unikatowe zabytki architektury – młyny, folwarki, kościoły i spektakularne Mosty w Stańczykach. A powietrze jest tak czyste, że jedno z miast, Gołdap, zyskało status uzdrowiska!


                                Grafika własna.

                                  • KONIE W MAZURSKIM FOLWARKU • Ośrodek Jeździecki Anula.


                                  Za gospodarstwem, po dzikich łąkach Mazur Garbatych, biegają konie. To konie pani Ani, która prowadzi w Lisach ośrodek jeździecki. Uczniowie mają okazję pokłusować, ale także poznać obowiązki w stajni i obejściu.


                                  Obcowanie z naturą na każdym kroku :)

                                    • MAZURSKI FOLWARK • W królestwie dzikiej przyrody.


                                    Hop! Przeskakujemy na Mazury Północne, gdzie spędziliśmy cudowny ostatni tydzień wakacji. Kilkanaście kilometrów od granicy z Rosją znajduje się malutka osada Lisy, a w niej niesamowita agroturystyka – Mazurski Folwark.


                                    Z głównej drogi skręciliśmy na szuter. Wokół nas falowały pola Mazur Garbatych, a przed nami rysowały się poniemieckie budynki z czerwonej cegły. Jakże charakterystyczne. Po chwili zatrzymaliśmy samochód, bacznie patrząc na biegające wkoło kurczaczki. Naszym oczom ukazał się ponadstuletni szachulcowy dom, z którego wyszła gospodyni Basia.


                                    Basia zaprowadziła nas na piętro, do pokoju. Skrzypiące schody, stary piec kaflowy, szafa pamiętająca niejedno – w takich okolicznościach spędzić najbliższe siedem dni. Z kolei na parterze jedliśmy posiłki – śniadania i obiadokolacje. Wszystko z lokalnych składników, głównie roślinnych.


                                    Za domem pachniał sad – nasze ulubione miejsce. Był koniec sierpnia, a drzewa uginały się pod ciężarem dojrzałych owoców. Dalej wychodziło się na łąkę, po której biegają konie, a widoki są tak cudowne, że można by tu spędzić długie godziny. Na terenie gospodarstwa jest mały domek do apiterapii, gdzie pachnie woskiem i miodem. Z kolei między iglakami chowają się króliczki, które bardzo lubią jeść.


                                    Nocami spaliśmy przy otwartym oknie, trafiliśmy na bardzo gorący czas. Było cicho i ciemno – idealne warunki na wsłuchiwanie się w odgłosy natury i obserwację gwiazd. Słychać było pohukiwanie sowy, rechot żab. Każdego dnia zwiedzaliśmy bliższe i dalsze okolice folwarku, natomiast popołudnia upływały nam pod znakiem błogiego odpoczynku. Udało nam się również uczestniczyć w warsztatach – jeden był o pszczołach (z degustacją miodu), kolejny o ptakach. Basia i Przemek (nasz drugi gospodarz) wiedzą podniebnej faunie niemal wszystko, ponieważ czynnie zajmują się ochroną mazurskiej przyrody.

                                      • DO ZOBACZENIA, GÓRY • Na zdjęciu - gdzieś pomiędzy Beskidem i Bieszczadami :)




                                      1 2 3 4 5 6 7