Krótkie historie

    • ZAGÓRZ • Ruiny klasztoru.


    Zostawiamy za sobą Bieszczady i Beskid – kończymy opowieść o pograniczu tych gór. Udajemy się do Zagórza, miasta zlokalizowanego na Pogórzu Bukowskim, w dolinie Osławy, około 30 km od Komańczy. Tam, na wzgórzu Mariemont, znajdują się monumentalne ruiny klasztoru Karmelitów Bosych.


    Początek XVIII wieku. Jan Stadnicki, wojewoda wołyński, postanawia ufundować klasztor w Zagórzu. Budowa trwa 30 lat – przez ten czas powstaje barokowy kościół, budynki klasztorne, szpital dla kombatantów oraz pięciometrowe mury obronne. Do momentu pierwszego rozbioru ziem polskich zagórski karmel przeżywa swój złoty okres. Nigdy potem to się już nie powtórzy.


    Największe nieszczęście wydarza się w 1822 roku – wtedy to dochodzi do pożaru, który trawi większość zabudowań klasztoru. Oficjalna wersja podaje, że ogień rozprzestrzenił się podczas kłótni przeora z jednym zakonników. Nie brak jednak przypuszczeń, że to zaborca podpalił wzgórze. Do szerzenia tej wersji wśród miejscowych przyczynia się fakt, że w 1831 roku rząd austriacki przenosi Karmelitów do Lwowa, a ruiny zagórskiego klasztoru są pozostawione same sobie.


    Samochód parkujemy obok kościoła Wniebowzięcia NMP. Idziemy lekko pod górę, wzdłuż rzeźbionej w drewnie Drogi Krzyżowej. Jest dżdżyście, otacza nas lekko zamglony krajobraz wciśniętego między wzgórza miasteczka. Dochodzimy do ruin klasztoru. Przed frontonem dawnego kościoła stoi figura Matki Bożej. Zupełnie tak, jakby miała strzec tego miejsca, by nie popadało w dalsze zniszczenia. Idei odbudowy zagórskiego karmelu nie udało się co prawda zrealizować, ale od kilkunastu lat trwają prace nad lepszym zabezpieczeniem zabytku.


    Wokół murów powstał ogród ze ścieżkami, a na jednej z wież – platforma widokowa. Rozciąga się z niej krajobraz rzeki Osławy, bliższych i dalszych pasm górskich (m.in. Wysokiego Działu i Gór Słonnych) oraz zabudowań Zagórza i okolic. Niedawno w ruinach klasztoru powstało multimedialne Centrum Kultury Foresterium.

      • SMOLNIK KOŁO KOMAŃCZY • Cerkiew świętego Mikołaja.


      Jest późne popołudnie. Słońce wisi już nisko, daje ciepłe światło. Udajemy się do osady Smolnik – ale nie tej nad Sanem, znanej z bojkowskiej cerkwi UNESCO – tylko tej bliżej Komańczy, około 6 km na południe od Duszatyna. Tutaj też jest cerkiew.


      Dojeżdżamy do murów świątyni, mijając po drodze dziki krajobraz Bieszczadów Zachodnich. Drzwi są otwarte, jednak dalej – krata. I tak dobrze, myślę. Mogę chociaż zerknąć na wnętrze i zrobić nieudolne zdjęcie. Na przycerkiewnym cmentarzu krzątają się kobiety w długich spódnicach. Pytam, czy któraś z nich ma klucz do cerkwi. Nie, ale wiem już, gdzie się po niego udać.


      Tak to już jest, że do bieszczadzkich i beskidzkich cerkwi rzadko udaje się wejść. Trzeba liczyć na łut szczęścia. Łatwiej jest z tymi wpisanymi na listę UNESCO, mają wyszczególnione godziny otwarcia. Jednak przy odrobinie samozaparcia i podpytaniu miejscowych, udaje się czasem zobaczyć wnętrza tych mniej znanych cerkwi. Tak było i tym razem – po chwili wracaliśmy do smolnikowej świątyni z miejscową kobietą, która otworzyła żeliwne kraty.


      Cerkiew w Smolniku nosi wezwanie świętego Mikołaja, jakże popularnego we wschodnim chrześcijaństwie. Od razu ujmuje mnie uroda jej wnętrza – ażurowy ikonostas, kolorowe polichromie, zdobienia. Obecną świątynię zbudowano w 1806 roku, służyła wiernym grekokatolickim. Po akcji „Wisła” niszczała, a wiele ikon zostało skradzionych – to tłumaczy nietypowy wygląd rzędu prazdników (12 kwadratowych ikon pod rzędem z ikoną Deesis), który nie jest oryginalny. Zachowały się natomiast m.in. polichromie figuralne i ołtarz główny.


      Od miłej kobiety z kluczem dowiaduję się, że cerkiew w Smolniku reprezentuje styl charakterystyczny dla murowanych cerkwi karpackich znajdujących się np. w Rumunii. Została wzniesiona na barokową modłę, a za budulec posłużył kamień z dodatkiem słomy. Obok świątyni stoi zabytkowa dzwonnica.

        • JEZIORKA DUSZATYŃSKIE • Ślady końca świata w Bieszczadach Zachodnich.


        „Stoki Chryszczatej, zachodnie Bieszczady. W gąszczu buczyny połyskują wody dwóch jeziorek – jedno położone jest nieco wyżej od drugiego. W geologicznej skali powstały zaledwie chwilę temu, na początku ubiegłego wieku. Wskutek ulewnych deszczów doszło do oderwania fragmentu zbocza góry, a osuwiska napełniły się wodą meandrującego w pobliżu potoku Olchowatego. Mieszkańcy okolicznych wsi nie wiedzieli z początku co się stało. Podejrzewali nadejście końca świata.”


        Zainteresowanych odsyłam do Travel Magazine: https://www.travelmagazine.pl/jeziorka-duszatynskie-bieszczady/

          • GRANICA MIĘDZY KARPATAMI ZACHODNIMI I WSCHODNIMI• Prełuki nad Osławą. Projekt „W sercu Karpat – granica, która łączy”.


          Pewnego dnia zaplanowaliśmy wycieczkę na Chryszczatą, nad Jeziorka Duszatyńskie. Ruszyliśmy z miejscowości Duszatyn, do której dojechaliśmy za drogowskazami prowadzącymi z Komańczy. Po drodze, na moście nad Osławą, minęliśmy tablice-witacze: Karpaty Wschodnie, Karpaty Zachodnie. Tym samym wkroczyliśmy w Bieszczady, zostawiając za sobą Beskid Niski.


          Tablice wyznaczające granicę pomiędzy Karpatami Zachodnimi (do których należy Beskid) i Wschodnimi (których fragmentem są Bieszczady) znajdują się w osadzie Prełuki i są częścią projektu „W sercu Karpat – granica, która łączy”. Temat ten rozwinęłam w tekście, który ukazał się w Travel Magazine.
          Zapraszam do poczytania :)


          „Miejsca graniczne mają moc przyciągania. Punkt styku trzech państw, najbardziej wysunięty na północ kraniec Polski, a nawet lokalizacja południka przecinającego duże europejskie miasta – wszystko to, gdy jest odpowiednio oznaczone, staje się atrakcją turystyczną. Beskidzko-bieszczadzkie pogranicze też dostało swoją szansę...”.


          Wycinanka własna.

            • STARY ŁUPKÓW • Bezdroża nieistniejącego świata.


            Z Radoszyc udaliśmy się około dziesięć kilometrów na południe, do Starego Łupkowa. Znajduje się tam zabytkowy dworzec kolejowy – niestety dziś nie przypomina już siebie z czasów świetności. Widzę przed sobą jasnożółty budynek z odrapanym tynkiem i zakratowanymi oknami, wokół nie ma żywego ducha. O tym, że to był dworzec, przypomina tak naprawdę tylko charakterystyczny napis: ŁUPKÓW.


            Rozglądam się za drogowskazami. Przez Stary Łupków biegnie zielony szlak na Przełęcz Łupkowską, pod którą znajduje się tunel kolejowy na linii Zagórz-Medzilaborce. Tunel został oddany w 1874 roku i jest jednym z najdłuższych w Karpatach – liczy 416 metrów. Niegdyś jeździły tędy pociągi na trasie Lwów-Budapeszt. Co to musiała być za podróż!


            Widzę też inny drogowskaz, do Chaty Na Końcu Świata. W przewodniku czytam, że to górskie schronisko w starym stylu - bez prądu i bieżącej wody, za to z niepowtarzalną atmosferą. Mam do przejścia około 8 minut. Trasa nie jest najłatwiejsza – wiedzie przez gąszcz śliskich po deszczu zarośli. Z naprzeciwka wyłaniają się rowerzyści. Mówią, że nie warto iść, bo schronisko zamknięte, teren prywatny, wokół drut. Zawróciliśmy. Jednak według informacji znalezionych w internecie Chatka wciąż jest czynna i nadal przyciąga jedynym w swoim rodzaju klimatem. Może natrafiliśmy na remont? Tego się już nie dowiemy.

            Jesteśmy na beskidzko-bieszczadzkim pograniczu, dzikim i pięknym. Zostaniemy tu jeszcze przez jakiś czas.

              • RADOSZYCE • Cerkiew świętego Dymitra.


              Przemieszczamy się około 5 kilometrów na południe od Komańczy, do Radoszyc. Znajduje się tam kolejna drewniana cerkiew. Różni się nieco od tej komańczańskiej – posiada wieżę. Nie jest więc typową świątynią wschodniołemkowską.


              W Radoszycach cerkiew istniała od 1507 roku – ale dawne dzieje! Początkowo była prawosławna, potem unicka (o „schizmie tylawskiej” znajdziesz więcej tutaj). Obecna została wzniesiona w 1868 roku. Jest trójdzielna, pokryta drewnianym szalunkiem, z gontowym dachem. We wnętrzu zachował się między innymi oryginalny ikonostas i ołtarz główny. Natomiast na chórze ocalały malowidła - jedno z nich przedstawia Łemka zbierającego zboże. W pobliżu cerkwi stoi murowana brama-dzwonnica z początków XX wieku.


              Świątynia służy obecnie wiernym obrządku rzymskiego.

                • KLASZTOR SIÓSTR NAZARETANEK • Izba Pamięci Kardynała Wyszyńskiego.


                Jednym z przystanków ścieżki przyrodniczo-historycznej w Komańczy jest klasztor Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Można tam dotrzeć samochodem, czeka nas wtedy tylko krótkie podejście pod górę. Drewniany budynek z wymurowanym parterem przypomina willę w alpejskim stylu – ma charakterystycznie zdobione balkony, został pomalowany na zielono. Jest piękny.


                Do klasztoru, a dokładnie do Izby Pamięci Kardynała Wyszyńskiego, przyjechaliśmy w poniedziałek. Niefortunnie – przecież w ten dzień tygodnia muzea są często nieczynne. Na szczęście podobnie niezorientowanych pielgrzymów zebrało się pod klasztorem więcej i siostry wpuściły nas do środka:-). Na ścianach korytarza wiszą zdjęcia błogosławionego kardynała, a obok znajduje się mały pokoik, w którym mieszkał podczas internowania w latach 1955-1956. Zachowało się oryginalne wyposażenie – wiklinowy fotel, stolik, lampa naftowa. Podczas przymusowego pobytu w Komańczy kardynał napisał teksty Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego i Wielką Nowennę Tysiąclecia, a także zredagował „Zapiski Więzienne”. Maszyna do pisania wciąż stoi w pokoju.


                Budowę klasztoru rozpoczęto w 1929 roku, zajęli się nią budowniczy z pobliskiego Rymanowa. Dom został poświęcony dwa lata później – część objęto klauzurą, a drugą połowę przeznaczono na pokoje gościnne. Wewnątrz znajduje się także kaplica. W czasie II wojny światowej klasztor zajęli Niemcy. Siostry jednak wciąż wykonywały swoją posługę, pomagały także uciekającej ludności pochodzenia żydowskiego i wszystkim rannym. Klasztor został wyremontowany w 2011 roku i cieszy oko swoją nietuzinkową architekturą.


                Izbę Pamięci można zwiedzać codziennie, (oprócz wspomnianego poniedziałku) w godzinach 9-17.

                  • NA ŚCIEŻCE PRZYRODNICZO-HISTORYCZNEJ • Krajobraz Komańczy.


                  O komańczańskiej ścieżce przyrodniczo-historycznej pisałam więcej w poprzednim poście. Wspinając się pod górę obok prawosławnej cerkwi, znaleźliśmy się na dzikich łąkach. Było przed wieczorem, światło robiło się coraz cieplejsze. Czym wyżej, tym piękniej było.


                  Na pierwszym zdjęciu kolejna z cerkwi znajdujących się w Komańczy – grekokatolicka. Poświęcona w 1988 roku, na 1000-lecie chrztu Rusi Kijowskiej.

                    • KOMAŃCZA • Cerkiew Opieki Matki Bożej.


                    Komańcza jest jedną z ostatnich wiosek Beskidu Niskiego, dalej na wschód są już Bieszczady. Leży w dolinie potoków Barbarka i Osławica. To znane miejsce letniskowe – już w okresie międzywojennym przyciągało turystów dobrym dla zdrowia mikroklimatem i wodami siarczkowymi. Co ciekawe, w latach 1918-1919 Komańcza była stolicą samozwańczej Republiki Wschodnio-Łemkowskiej (Komańczańskiej), na której czele stanął miejscowy kupiec Andrij Kyr. Osadę zamieszkiwała ludność różnorodnego pochodzenia – Polacy, Łemkowie, Żydzi, Cyganie.


                    Samochód zostawiamy przy głównej drodze i udajemy się na fragment ścieżki przyrodniczo-historycznej. To konkretna pętla – liczy 9 kilometrów. Trasa rozpoczyna się przed kościołem świętego Józefa, biegnie obok dwóch cerkwi – grekokatolickiej i prawosławnej, a potem wznosi się w górę dzikimi łąkami. Jeszcze niedawno na najwyżej położonym punkcie trasy stała platforma widokowa, niestety została uszkodzona. Dalej ścieżka prowadzi do klasztoru Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu, o którym będę pisała w jednym kolejnych postów.


                    Podchodzimy pod ulokowaną na wzgórzu cerkiew Opieki Matki Bożej. W latach 1800-1803 został zbudowany jej pierwowzór – grekokatolicka świątynia reprezentująca styl wschodniołemkowski. Po wojnie nadal służyła katolikom obrządku greckiego, aż do 1963 roku, kiedy została przekazana wiernym prawosławnym. Tragiczny dla cerkwi okazał się rok 2006, kiedy świątynia doszczętnie spłonęła. Z zabytkowego wyposażenia – ikonostastu i polichromii – nie zachowało się nic. Cztery lata później miała miejsce konsekracja odbudowanej komańczańskiej cerkwi. Została ona wzniesiona na planie prostokąta i pokryta szalunkiem. Nad zakrystią, prezbiterium, nawą i babińcem górują cebulaste wieżyczki. Wewnątrz znajduje się kopia ikonostasu z 1832 roku. Zachodzimy do sklepiku znajdującego się w dzwonnicy. Są tu ikony, rękodzieło, książki. Zauważam reprint z 1935 roku o pograniczu łemkowsko-bojkowskim. Dołączył do naszej biblioteczki.


                    Zdjęcia robiłam podczas dwóch wyjazdów – tegorocznego i sprzed kilku lat.

                      • POLANY SUROWICZNE • Pośród śladów łemkowskiej osady. Chałupa Elektryków.


                      Polany Surowiczne to kolejna nieistniejąca wieś Beskidu. Można tam dotrzeć z różnych stron – my zostawiliśmy samochód przy wiacie turystycznej pomiędzy Wolą Niżną a Moszczańcem, około 5 km od Jaślisk (na mapie Google oznaczona jest nazwą Szachty Miejsce Piknikowe). Ruszyliśmy pieszo utwardzoną drogą, będącą fragmentem szlaku Beskidzka Trasa Kurierska „Jaga-Kora”. Tego dnia żar lał się z nieba! Wkrótce asfalt został zastąpiony przez szuter, a po około trzech kilometrach od startu dotarliśmy do kolejnej wiaty turystycznej. Usiedliśmy na krótki odpoczynek po uprzednim schłodzeniu się w Potoku Surowicznym.


                      Skręciliśmy w prawo za tablicą wskazującą na Chałupę Elektryków – zostało nam do przejścia około 500 m. Weszliśmy na obszar dawnej wsi Polany Surowiczne – poznaliśmy go po zdziczałych jabłonkach i unoszącym się w powietrzu zapachu dojrzewających owoców. Po chwili zobaczyliśmy wozy Drzymały i machającego do nas bacę – wozy są jego bazą, a okoliczne łąki - miejscem wypasu bydła. Zaraz obok znajduje się Chałupa Elektryków – studenckie schronisko prowadzone przez Klub Turystyczny „Styki” przy Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej. Istniejący od 1981 roku obiekt przez dłuższy czas pozostawał bez prądu. Na stronie Klubu czytam: „Jak przystało na prawdziwych elektryków, boimy się panicznie prądu i z tego powodu brakowało fazy przez kilkadziesiąt lat. Ostatnimi czasy strach nieco zelżał, więc po generalnym remoncie podłączyliśmy w 2017 roku Chałupę do Słońca, wynikiem czego dysponujemy różnicą potencjałów ~230V” :-). Schronisko działa sezonowo.


                      Polany Surowiczne zlokalizowane są u podnóża Polańskiej (737 m) – szczytu, z którego rozpościera się widok na pagóry Beskidu, a w dalszej perspektywie – na Tatry. Wieś powstała w XV wieku i była początkowo wykorzystywana jako pastwiska sąsiedniej Surowicy. Stąd zapewne nazwa osady. Mieszkali tu praktycznie sami Łemkowie, w końcu lat 30. było ich w wiosce ponad tysiąc. W wyniku akcji „Wisła” mieszkańców wysiedlono, a zabudowania zniszczono. Pozostała jedynie podmurówka cerkwi, kilka nagrobków, resztki piwnic i dzwonnica, którą kilka lat temu udało się wyremontować. Przy dzwonnicy można spotkać biegające wolno buhaje...strzeż się, kto może;-).

                        • DZIKIE WINO W DALIOWEJ • Dla turystów i dla mieszkańców.


                        Wracamy w okolice Jaślisk, do Daliowej. Wita nas łemkowska kapliczka z zielonym dachem, a na niedużym wzniesieniu błyszczą kopuły cerkwi świętej Paraskewy. My skierowaliśmy swoje kroki do miejscowej restauracji Dzikie Wino. Nie mogliśmy się tam nie zjawić.


                        Zlokalizowana w starej chyży, urzeka klimatem. Zaglądamy do karty dań – menu jest sezonowe, zmienia się praktycznie w każdym tygodniu. My natrafiliśmy na zupę z pokrzywy (jedliśmy kiedyś podobną w Zawadce Rymanowskiej, przepyszna!), puszyste racuchy i naleśnik z cukinią. Wszystko przygotowywane z produktów, pachnące latem Beskidu. Na terenie gospodarstwa znajdują się także budynki z pokojami gościnnymi – można zatrzymać się na dłużej.


                        Dzikie Wino to jednak coś jeszcze – spółdzielnia. Stworzyli ją Anna i Marek, którzy pomogli zmienić życie wielu mieszkańcom Daliowej i okolic. „Dla Marka i Anny człowiek i działanie na jego rzecz są największą wartością. Ale o tym, że niełatwo zmienić światopogląd mieszkańców małej podkarpackiej wsi, przekonuje się prawie każdy, kto tu przybywa z zewnątrz” - czytam w przewodniku Katarzyny Zaparaniuk. Anna i Marek rozpoczęli ciężką pracę u podstaw, organizując przeróżne inicjatywy wspierające - między innymi warsztaty dla bezrobotnych czy dla mam. Ludzie, którzy nierzadko tkwili w stagnacji i niemocy, którzy utrzymywali się z zasiłków socjalnych, znaleźli zatrudnienie i uwierzyli w lepsze jutro.


                        Z ciekawości sprawdzam obecne menu w Dzikim Winie (jest listopad). Rosół na gęsinie, łazanki z kapustą, baba ziemniaczana, borowiki. A jutro – rogale Świętego Marcina:-) Restauracja czynna jest w soboty i niedziele (dla gości pokoi codziennie).

                          • PUSTELNIA ŚWIĘTEGO JANA • W gęstych lasach Beskidu.


                          Opuszczamy Duklę i kierujemy się na wzgórze Zaśpit – znajduje się tam Pustelnia Świętego Jana. Samochód zostawiliśmy na leśnym parkingu w okolicy wsi Trzciana. Do celu mieliśmy około 300 m spaceru pod górę, urozmaiconego kapliczkami Drogi Krzyżowej. U szczytu wzgórza z gęstego listowia wyłoniła się nieduża, neogotycka kaplica.


                          Jan z Dukli przez trzy lata wiódł pustelnicze życie w beskidzkich lasach, między innymi właśnie na wzgórzu Zaśpit. Ten niezwykły czas pogłębił jego relację z Bogiem i przyczynił się do rozwoju duchowego. Pustelnia została założona po beatyfikacji Jana, w 1769 r., z fundacji pani na Dukli – Marii Amalii Mniszchowej. Miejsce to od razu stało się celem licznych pielgrzymek.


                          Obecnie istniejąca kaplica została wybudowana na początku XX wieku w stylu neogotyckim. W jej wnętrzu znajdują się piękne polichromie przedstawiające życie świętego Jana. Obok kaplicy znajduje się tzw. Mała Pustelnia - to drewniany domek, w którym starano się zrekonstruować warunki, w jakich mógł mieszkać Jan. Na śródleśnej polanie znajduje się też grota ze źródełkiem, z którego pielgrzymi czerpią wodę.

                            • SANKTUARIUM W DUKLI • O świętym Janie i kościele wzniesionym na jego cześć.


                            W Dukli, dawno temu, bo około 1414 roku, urodził się pewien święty. W młodości ukończył studia na Uniwersytecie Krakowskim, przyjaźnił się z Janem Kantym. Przez trzy lata wiódł życie pustelnicze w beskidzkich lasach. Następnie był przełożonym klasztorów w Krośnie i we Lwowie, a potem kustoszem i kaznodzieją we lwowskim kościele Świętego Ducha. Był świetnym teologiem, całkowicie poświęcił się służbie Kościołowi. Zmarł w 1484 roku i zaraz po śmierci rozwinął się kult religijny wokół jego osoby. O kim mowa? O świętym Janie z Dukli, bernardynie kanonizowanym w 1997 roku przez papieża Jana Pawła II.


                            Gdy Jan nie był jeszcze oficjalnie uznany za świętego, ale był już beatyfikowany, w Dukli, na wzgórzu, zbudowano kościół. Ufundował go Józef Mniszech, ówczesny właściciel miasta (mówimy o 1741 roku). Pierwotnie świątynia była drewniana, w kolejnych dziesięcioleciach powstała murowana. Przy kościele od początku istniał klasztor Ojców Bernardynów. W XX wieku, po przeniesieniu relikwii świętego Jana do Dukli, sanktuarium na wzgórzu stało się centralnym miejscem jego kultu.


                            Świątynia jest bardzo okazała, z późnobarokową fasadą. Wnętrze zostało przebudowane w stylu neorenesansowym. W ołtarzu głównym zwraca uwagę rzeźbiony krucyfiks. Z kolei polichromia wykonana przez Tadeusza Popiela przedstawia sceny z życia Jana. Relikwie świętego znajdują się w ołtarzu bocznym.

                              • DUKLA • O dawnym splendorze. Muzeum Historyczne.


                              Przemieszczamy się na jakiś czas w głąb Beskidu.
                              „No więc Dukla. Dziwne miasteczko, z którego nie ma już dokąd pojechać. Dalej jest tylko Słowacja, a jeszcze dalej Bieszczady” - pisał Andrzej Stasiuk w książce z 1997 roku. Byliśmy tu już kiedyś, w strugach deszczu, ale tylko w sanktuarium. Tym razem postanowiliśmy pobyć w Dukli trochę dłużej.


                              Dukla położona jest w środkowej części Beskidu Niskiego, w dolinie Jasiołki, u podnóża Cergowej. Przez środek miasta przebiega droga prowadząca do przejścia granicznego w Barwinku i natężenie ruchu jest bardzo duże. To trochę odbiera Dukli uroku nostalgicznego, sennego miasteczka. Pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę dukielskiego pałacu, który pełni obecnie funkcję Muzeum Historycznego.


                              Trudno opowiedzieć historię Dukli w kilku akapitach, bo jest bardzo obszerna, związana z wieloma rodami, z wieloma wydarzeniami. Skupimy się na familii Mniszchów, która przyczyniła się do znacznego rozkwitu miasta. W 1638 roku Franciszek Mniszech rozbudował barokowy pałac i fortyfikacje, dzieło kontynuował jego syn Jan. Na początku 18 wieku Mniszchowie stali się właścicielami całej Dukli. W kilkadziesiąt lat później przy ich wsparciu powstały dwa kościoły, a miastu została nadana konstytucja.


                              Dukielski pałac uchodził za jedną z najpiękniejszych rezydencji w Rzeczypospolitej. W jego wnętrzach można było znaleźć dzieła europejskich mistrzów malarstwa, cenne zbiory literackie, był też dworski teatr. Wokół pałacu roztaczał się park w stylu francuskim. O splendor tego miejsca dbał Jerzy August Mniszech z żoną Marią Amalią, której miejscem spoczynku jest kościół św. Marii Magdaleny. Pomnik pani na Dukli wygląda imponująco.


                              Obecnie w pałacu Mniszchów mieści się Muzeum Historyczne. Znajduje się tu kilka wystaw stałych, poświęconych historii Dukli i okolic. Na ścianach wiszą wizerunki właścicieli dóbr dukielskich i gości tu przybywających, jest też sporo reprodukcji dzieł. Nie można też nie wspomnieć o wystawach militarnych – Dukla była bardzo ważnym punktem na mapie walk zarówno I jak i II wojny światowej. W muzeum organizowane są także wystawy czasowe – my zobaczyliśmy propozycję literacko-plastyczną Urszuli Łojko-Smogorzewskiej „Usprawiedliwienie obecności”.

                                • MUZEUM KUŹNIA TRADYCJI • Wspomnienie dawnych Jaślisk.


                                W sąsiedztwie jaśliskiego kościoła stoi stary drewniany dom. Kilka lat temu został odkupiony przez samorząd i urządzono w nim izbę regionalną Kuźnia Tradycji. Mieliśmy szczęście, że akurat było otwarte, bo generalnie zwiedzanie odbywa się „na telefon”.


                                We wnętrzach zobaczymy wyposażenie dawnych regionalnych chat, a także odtworzone warsztaty – stolarski i kamieniarski. Niegdyś właśnie z tych rzemiosł słynęły Jaśliska. Z kolei na poddaszu powstała ekspozycja z panoramą 17-wiecznego miasteczka - są tam również zdjęcia, dokumenty i inne pamiątki jego dawnej świetności.


                                Zwiedzanie należy umówić telefonicznie w Gminnym Ośrodku Kultury.

                                  • JAŚLISKA • Na Podkarpackim Szlaku Filmowym.


                                  Jak Jaśliski Park Krajobrazowy, to i Jaśliska. O tej uroczej wsi, położonej między Duklą i Komańczą, pisałam na blogu przy okazji naszego pobytu w Zawadce Rymanowskiej.


                                  Jaśliska powstały za czasów króla Kazimierza Wielkiego i przez wieki utrzymywały charakter miasteczka (kiedyś miały prawa miejskie) handlowego – obrót był zwłaszcza węgierskim winem. Odbywały się targi i jarmarki, życie kwitło. Duże zmiany nadeszły w 19 wieku, kiedy większość ruchu handlowego przeniosła się na trakt przez Przełęcz Dukielską. Miasto ucichło. Małymi kroczkami dochodzimy do roku 1934. Wtedy to Jaśliska utraciły prawa miejskie. Więcej o historii miejscowości i o jaśliskich piwnicach, w których składowano wino – tutaj.


                                  Tymczasem chciałabym opowiedzieć o tym, co obecnie przychodzi na myśl, gdy mówimy – Jaśliska. Czyli o filmie! Kręcono tu niejedną produkcję – między innymi „Wino Truskawkowe”, nawiązujące do „Opowieści galicyjskich” Andrzeja Stasiuka. Film ukazuje specyfikę małomiasteczkowej społeczności Beskidu Niskiego, a zasłynął w nim miejscowy bar Czeremcha (zdjęcie 3 i 4). Nostalgiczny charakter dawnego miasteczka, jego unikalna zabudowa i położenie pośród beskidzkich pagórów sprzyjają sztuce obrazu. W 2020 roku utworzono Podkarpacki Szlak Filmowy, którego jednym z przystanków są właśnie Jaśliska. Ma on za zadanie wspierać filmowy potencjał krajobrazu Beskidu Niskiego, Bieszczadów i okolic. W tym roku (2024) odbyła się także III edycja festiwalu filmowego „Kręcą mnie Jaśliska”. Wydarzenie to obfituje w seanse, koncerty i wystawy towarzyszące. Co tu dużo mówić – Jaśliska sztuką filmową stoją.

                                    • CERKIEW W WOLI NIŻNEJ • Biel i złoto.


                                    Przez jakiś jeszcze czas pozostaniemy w Jaśliskim Parku Krajobrazowym. Jednym z tutejszych zabytków kultury materialnej jest cerkiew w Woli Niżnej – biała, murowana, ulokowana na pagórku. Chcieliśmy zobaczyć także jej wnętrze, więc sprawdziliśmy w internecie, kiedy odbywa się Msza Święta (cerkiew służy obecnie wiernym obrządku rzymskiego). Miała być w piątek.


                                    Mszy nie było, okazało się, że nie w każdy piątek się odbywa. Drzwi do cerkwi były zamknięte. Tak to już jest z dawnymi łemkowskimi świątyniami, rzadko kto do nich zagląda. Dowiedzieliśmy się jednak gdzie szukać klucza i kto może nas wpuścić do środka.


                                    Dawna cerkiew nosi wezwanie świętego Mikołaja. Została wybudowana w 1812 roku z kamienia. Jest orientowana, trójdzielna, z półkoliście zamkniętym prezbiterium. Wnętrze zachwyca polichromią, późnobarokowym ołtarzem i częściowo zachowanym ikonostasem z początku XX wieku. Mieni się w odcieniach złota….

                                      • JAŚLISKI PARK KRAJOBRAZOWY • Unikalny krajobraz wschodniego Beskidu Niskiego.


                                      Rezerwat Źródliska Jasiołki, jak i wieś Wisłok Wielki, znajdują się na obszarze Jaśliskiego Parku Krajobrazowego. JPK obejmuje sporą powierzchnię wschodniego Beskidu Niskiego. Od zachodu graniczy z Magurskim Parkiem Narodowym, od wschodu prawie że styka się z Bieszczadami. Nie spotkasz tu wielu turystów, nawet w sezonie.


                                      Jaśliski Park Krajobrazowy został utworzony przede wszystkim w celu ochrony dorzecza górnej Jasiołki i źródlisk Wisłoka. Tereny te, po wysiedleniach ludności łemkowskiej, ponownie wzięła we władanie przyroda – dużo tu buka, modrzewia, jodły, jaworu. Gdy ma się szczęście, na niebie można zobaczyć jastrzębia albo myszołowa. Mieszkają tu także ssaki drapieżne – wilki, żbiki i rysie. Na terenie JPK znajdują się malownicze rezerwaty przyrody, takie jak opisywane poprzednio Źródliska Jasiołki, a także Kamień nad Jaśliskami, Modrzyna, Wadernik.


                                      JPK to jednak nie tylko przyroda – znajdują się tu również cenne zabytki kultury materialnej. To między innymi drewniane cerkwie w Wisłoku, Daliowej i Olchowcu, murowane w Woli Niżnej, Polanach i Tylawie, a także skansen łemkowski w Zyndranowej i liczne stare zagrody. Nie można też nie wspomnieć o Jaśliskach i przepięknym małomiasteczkowym układzie urbanistycznym. W logo parku umieszczona jest sylwetka znajdującego się tam barokowego kościoła świętej Katarzyny Aleksandryjskiej.


                                      Wycinanka na podstawie logo.

                                        • ŹRÓDLISKA JASIOŁKI • Szlakiem przez nieistniejące wsie Jasiel i Rudawkę Jaśliską.


                                        Jasiołka. Jedna z piękniejszych rzek Beskidu Niskiego. Swoje źródła ma na wschodnich stokach góry Kanasiówka, ponad nieistniejącą wsią Jasiel. W dalszym biegu tworzy malowniczy przełom pomiędzy górami Ostrą i Piotrusiem, następnie meandruje u podnóża masywu Cergowej. Beskid opuszcza po minięciu Dukli, a w Jaśle wpada do Wisłoka. My postanowiliśmy zobaczyć tę rzekę u jej początków – górny bieg, o długości około 5,5 km od źródeł, objęty jest rezerwatem przyrody „Źródliska Jasiołki”.


                                        Samochód zostawiliśmy na parkingu w Woli Wyżnej (około 15 km na płd. wschód od Wisłoka Wielkiego). Jakiś czas szliśmy lasem, po czym naszym oczom ukazała się szeroka dolina nieistniejącej wsi Rudawka Jaśliska. W latach międzywojennych osada liczyła 22 gospodarstwa i była zamieszkiwana niemal wyłącznie przez ludność grekokatolicką. Cerkwi nie było. Dziś po Rudawce nie zostało wiele – zdziczałe drzewa owocowe, kilka przydrożnych krzyży... Jeden z nich jest bardzo stary, widnieje na nim data 1865. Został odnowiony przez Stowarzyszenie Magurycz.


                                        Doszliśmy do granicy rezerwatu. Zaraz za nią znajdują się pierwsze stawy, które, z kwitnącymi na różowo grzybieniami, wyglądają pięknie. Nie są jednak dziełem natury - utworzono je w celach przeciwpożarowych spiętrzając rzekę Jasiołkę. Weszliśmy na obszar kolejnej nieistniejącej wsi – Jasiel. Osada powstała w połowie XVI wieku pod granicznym grzbietem Beskidu. Zamieszkiwali ją grekokatoliccy Łemkowie, którzy wybudowali w Jasielu cerkiew. Mieszkańców wysiedlono w ramach akcji „Wisła”, a po świątyni zostało jedynie cerkwisko i stary cmentarz. W czasie II wojny światowej przez Jasiel przebiegał szlak kurierski na Węgry, o czym przypomina utworzona w 2012 roku Beskidzka Trasa Kurierska „Jaga-Kora” i pomnik pamięci kurierów karpackich.


                                        Po około 5 km wędrówki doszliśmy do ładnego pola biwakowego. Można tu rozpalić ognisko, zjeść, popatrzeć w chmury:-). Dalej dotarłoby się na graniczny szczyt Kanasiówka. My powróciliśmy ta samą trasą, wyszukując po drodze nieliczne ślady dawnego łemkowskiego życia i wszelkie cuda jasiołkowej przyrody.

                                          • CHATA NAD WISŁOKIEM • Na styku Beskidu Niskiego i Bieszczadów.


                                          Opuszczamy Pieniny, ale nie Łemkowszczyznę. Hop! - przeskakujemy na drugi jej kraniuszek, wschodni. Wisłok Wielki to osada położona około 12 kilometrów przed Komańczą, która jest jedną z ostatnich wiosek Beskidu Niskiego. Dalej są już Bieszczady. Tak dokładnie to granicę pomiędzy tymi dwoma górskimi pasmami (a także pomiędzy całymi Karpatami Wschodnimi i Zachodnimi) stanowią rzeki Osława i Osławica. W najbliższych opowiastkach będę krążyła wokół doliny tych rzek – czasem bardzo blisko, a czasem trochę w oddali. Czasem po stronie łagodnych pagórów Beskidu, innym razem – Bieszczadów. Jesteśmy na styku tych dwóch krain, rozgośćmy się.


                                          Zatrzymaliśmy się w Chacie nad Wisłokiem – agroturystyce prowadzonej przez Monikę i Piotra. Ich dom to stara chyża, oczywiście wyremontowana. Mieszkaliśmy w pokoju urządzonym na zielono, o wdzięcznej nazwie Szumilas. Jednak najbardziej lubiliśmy przebywać na dole, w części wspólnej. Duży stół, rozmowy, książki i ...jedzenie! Przepyszne, beskidzkie, z lokalnych produktów. Monika i Piotr wiele rzeczy robią sami, ale mają też pomocników – ich pracownicy to ludzie z pobliskich miejscowości, którzy otrzymali możliwość zmiany swojego dotychczasowego życia. Na plus:) W gospodarstwie nad Wisłokiem są też zwierzęta – owce, psy pasterskie, koty, pszczoły, kury. Na tarasie stoi balia do kąpieli – wodę trzeba przynieść sobie z rzeki. Oj tak! Jest beskidzko.


                                          Tak więc czytaliśmy, piliśmy kawę, rozmawialiśmy, jedliśmy. I Wędrowaliśmy po okolicy, bliższej i dalszej. Wszystko to w sierpniu, w pełni lata.

                                            • DO ZOBACZENIA, PIENINY • Na zdjęciu gaździna z kądzielą w Białej Wodzie. Rok 1933.


                                            Fot. Roman Reinfuss. Źródło: „Karpacki Świat Bojków i Łemków”, wyd. BOSZ.

                                              • DOLINA BIAŁEJ WODY • Przydrożne krzyże, zdziczałe jabłonie, zieleń górskich łąk.


                                              Biała Woda jest miejscem absolutnie pięknym. Bywałam tu jako mała dziewczynka, mocząc stopy w zimnej wodzie potoku, patrząc na skały i wyobrażając sobie, że biegam po nich jak kozica. Dzieciństwo:-). Obecnie Biała Woda należy administracyjnie do Jaworek, jednak przed akcją „Wisła” była odrębną wsią. Powołali ją do życia Rusini Szlachtowscy, tworząc w urokliwej dolinie ponad 100 domostw. Ich głównym zajęciem było pasterstwo, jednak niektórzy trudnili się także wędrownym druciarstwem, co zostało uwiecznione w albumie Romana Reinfussa „Karpacki Świat Bojków i Łemków”. Po powojennych wysiedleniach Białej Wody ponownie nie zagospodarowano. Dziś o jej dawnych mieszkańcach przypominają jedynie zdziczałe drzewa owocowe, fundamenty gospodarstw, kapliczki i krzyże.


                                              W 1963 roku na terenie dawnej wsi utworzono rezerwat przyrody. Tworzy go skalisty Wąwóz Międzyskały, przez który przepływa potok Biała Woda. Nieopodal wejścia stoi stara łemkowska kapliczka, natomiast na pierwszym odcinku rezerwatu zobaczymy stare przydrożne krzyże. Podobne były stawiane na terenie Karpat rumuńskich, ukraińskich i we wschodniej Słowacji – wszędzie tam, gdzie osiedlali się Rusini i ich przodkowie. Przez rezerwat został wytyczony żółty szlak. Po drodze można podziwiać ciekawe formacje skalne, m.in. Czubatą, Smolegową i Kociubylską. W okolicy tej ostatniej skały do Białej Wody uchodzi Potok Brysztański. Gdzieniegdzie tworzą się wodne kaskady, a na górskich stokach widać zarysy dawnych miedz. Jest pięknie.


                                              Kiedyś żółtym szlakiem zawędrowaliśmy do Przełęczy Rozdziela, a dalej – grzbietem Małych Pienin – na Wysoką. Była to jedna z piękniejszych wędrówek w naszym życiu. Tym razem, po orzeźwiającym brodzeniu w potoku, zawróciliśmy. Po drodze minęliśmy stado owiec, bacówkę i konie. Wapienne skały kąpały się w słońcu, w trawach słychać było trzmiele, bystra woda szumiała. Kwintesencja Pienin!

                                                • CERKIEW W JAWORKACH • Znaki przeszłości.


                                                Jednym z ocalałych w Małych Pieninach zabytków rusińskiej kultury jest dawna cerkiew grekokatolicka pod wezwaniem św. Jana Chryzostoma. Została zbudowana w 1798 roku na miejscu poprzedniej drewnianej świątyni. Jej kopuły pięknie migoczą między drzewami, gdy schodzi się z Jaworek do Homoli. Echa Rusi Szlachtowskiej.


                                                Orientowana, jednonawowa, zbudowana z kamienia. Stylem nawiązuje do kanonu świątyń józefińskich (budowanych w okresie panowania cesarza Józefa II i łączących w sobie elementy późnego baroku i klasycyzmu). Pierwotnie była kryta gontem. Wnętrze zdobi piękny rokokowy ikonostas z 18 wieku z ikoną dawnego patrona.


                                                Obecnie służy wiernym obrządku łacińskiego – kościół przyjął wezwanie Jan Chrzciciela.

                                                  • WĄWÓZ HOMOLE • Ściany skalne i wodne kaskady.


                                                  Przemieszczamy się na dobre w Pieniny Małe. Wąwóz Homole to znajdujący się w miejscowości Jaworki (6 km od Szczawnicy) urokliwy jar o długości około 800 m. Jego strome ściany zbudowane są głównie ze skał wapiennych, dno przecina potok Kamionka. Wzdłuż wąwozu i dalej, przez Wysoką aż do Doliny Białej Wody, została wytyczona Ścieżka Dydaktyczna „Małe Pieniny”.


                                                  Jako że Jaworki były przed wojną zamieszkiwane przez Rusinów, tak i teren Homoli był przez nich użytkowany. Kiedyś nie było to miejsce zalesione, nic nie osłaniało wapiennych ścian wznoszących się dokoła. Wąwóz służył do wypasu owiec. Czas miniony… W 1963 r. na obszarze Homoli został utworzony rezerwat przyrody.


                                                  Samochód zostawiliśmy na parkingu nieopodal wejścia. Wstęp do wąwozu jest bezpłatny. Po wejściu na oznaczony zielonym kolorem szlak rozpoczyna się urokliwa wędrówka wzdłuż potoku Kamionka. Czasami trzeba pokonać metalowy mostek, bo ścieżka prowadzi raz po jednej, raz po drugiej stronie wody. Przez drzewa przebijają się potężne ściany skalne, gdzieniegdzie widać je bardzo dobrze. Mają przeróżne nazwy – Wapiennik, Grzebień, Prokwitowska Homola. Wieść głosi, że niegdyś poszukiwano tu złota:-).


                                                  Idziemy dalej. Potok tworzy gdzieniegdzie nieduże kaskady, a głazy – rumowiska. Czasami jest stromo, pomagają wtedy metalowe poręcze i schodki. Po około 40 minutach docieramy do Dubantowskiej Polany – jesteśmy już na górnym krańcu wąwozu. Zielony szlak, którym przyszliśmy z Jaworek, prowadzi dalej na najwyższy szczyt Pienin – Wysoką. Tym razem odbiliśmy w kierunku Polany Bukowinki, gdzie znajduje się wyciąg krzesełkowy, szałasy i punkt widokowy. Z Bukowinek rozpościera się panorama Małych Pienin i Beskidu Sądeckiego z najwyższym szczytem, Radziejową. Można tu napotkać owce, krowy, konie.


                                                  Wróciliśmy tą samą trasą. Nie pierwszy już raz…:-)

                                                    • SZCZAWNICA • Uzdrowisko wspomnień:-)


                                                    Wracamy w Pieniny. Szczawnica jest powszechnie znanym uzdrowiskiem i miejscem, do którego jeździłam wieeele razy (a zdjęcia dodane do posta są mieszanką z różnych wyjazdów). Miejscowość położona jest właściwie na styku Pienin i Beskidu Sądeckiego. Prócz walorów sanatoryjno-zdrowotnych jest świetną bazą wypadową w pobliskie góry. Więcej szczegółów znajdziesz tutaj, a dzisiaj skrót informacji:-).


                                                    Twórcą uzdrowiska był Józef Szalay – wzniósł on pierwsze budynki zdrojowe, kaplicę i fragment Drogi Pienińskiej, a także organizował spływy Dunajcem. Propagował miejscową turystykę i wodolecznictwo – wszystko to działo się w 19 wieku.


                                                    Z kolei za ojca miejscowego wodolecznictwa uznawany jest Józef Dietl – polski lekarz i prezydent Krakowa w latach 1866-74. Stworzył on nową dziedzinę medycyny – balneologię. Kuracje polegały na kąpielach i piciu wody ze źródeł Józefina, Stefan i Magdalena. Wodę nalewano sobie do specjalnych szklaneczek z podziałką i łączoną je z żętycą albo z mlekiem. Zdroje szczawnickie są kwaśne, a górale nazywali je szczawami – stąd też nazwa uzdrowiska. Pod koniec 19 wieku życie sanatoryjne rozkwitło na dobre.


                                                    Aż do czasów wojny. Po pożodze uzdrowisko zostało upaństwowione, zmienił się także przekrój społeczny kuracjuszy. W związku z otwarciem w latach 60. dużego sanatorium Hutnik, zaczęto przyjmować i leczyć głównie osoby z zawodowych grup robotniczych. W latach 70. przy ulicy Zdrojowej zbudowano duży kompleks przyrodoleczniczy (obecnie częściowo rozebrany) z okrągłą rotundą, w której mieściła się pijalnia wód.


                                                    Centralną częścią dzielnicy uzdrowiskowej jest Park Górny – założenie urbanistyczne autorstwa Józefa Szalaya. Znajduje się tu okazały plac Dietla, niegdyś pełniący funkcję rynku. Górują nad nim piękne budynki – Dom nad Zdrojami (obecnie pijalnia wód), Willa Holenderka, Café Helenka, Willa pod Bogarodzicą i zabytkowa, neogotycka kaplica. A skoro już mowa o obiektach sakralnych, warto zobaczyć także 19-wieczny kościół św. Wojciecha z pięknym różnobarwnym sklepieniem. Wpatrywałam się w te kolory jako dziecko, gdy niejeden raz szłam do szczawnickiego kościoła ze święconką...

                                                      • KOŚCIÓŁ W DĘBNIE PODHALAŃSKIM • Drewniana świątynia na miarę UNESCO.


                                                      Hop! Wyskakujemy (ale tylko na chwilę) na Podhale, choć nadal pozostajemy w bliskiej okolicy Jeziora Czorsztyńskiego. Kierujemy się do miejscowości Dębno Podhalańskie, oddalonej od Niedzicy o około 13 km.


                                                      Do Dębna pojechaliśmy, żeby zobaczyć tam piękny drewniany kościółek, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Został wybudowany w XV wieku w stylu gotyckim, na miejscu starszej świątyni. Orientowany, o konstrukcji zrębowej. Jest bardzo dobrze zachowany, jego sylwetka praktycznie nie zmieniła się od czasów budowy. We wnętrzu zachwyca polichromia, która pochodzi z ok. 1500 (!) roku i jest najlepiej zachowaną polichromią w Polsce. Została wykonana aż w 33 kolorów i przedstawia 77 motywów. Mieni się w oczach – jest piękna:-)


                                                      Na uwagę zasługuje także ołtarz główny z XVI-wiecznym tryptykiem, a także dwa ołtarze boczne utrzymane w stylu barokowym. Na belce wisi krucyfiks z ok. 1380 roku – to najprawdopodobniej najstarszy zabytek w kościółku. Na ścianie bocznej znajduje się z kolei kopia pochodzącego z 1280 roku malowidła, przedstawiającego św. Agnieszkę i św. Katarzynę. Oryginał został przeniesiony do Muzeum Archidiecezjalnego w Krakowie. Ciekawym elementem wyposażenia są także przepięknie brzmiące, XV-wieczne dzwonki.


                                                      Zwiedzanie świątyni możliwe jest z przewodnikiem.

                                                        • JEZIORO CZORSZTYŃSKIE • I przeprawa wodna na trasie Czorsztyn-Niedzica.


                                                        Za czasów, gdy zamki w Czorsztynie i Niedzicy strzegły granicy polsko-węgierskiej, krajobraz w dolinie Dunajca rysował się zupełnie inaczej. W dole płynęła rzeka, wzdłuż której lokowały się osady – Stary Czorsztyn i Stare Maniowy. Projekt budowy zapory i utworzenia w tym miejscu wielkiego zalewu zamknął historię tych wsi.


                                                        Budowę sztucznego jeziora rozpoczęto w 1971 roku. Mieszkańców wspomnianych miejscowości (jak i części sąsiednich, takich jak Dębno, Niedzica, Kluszkowce) wysiedlono. Ludzie przenieśli się m.in. do Czorsztyna Nadzamcze. Niektóre zabytki rozebrano i przeniesiono w inne miejsca, inne zburzono. Zapora została oddana do użytku w 1997 roku – ma długość ponad 400 m i szerokość 7 m. Uchroniła dolinę Dunajca przed zalaniem, kiedy Polskę nawiedziła ogromna powódź. Zaporę można zwiedzać.


                                                        Jezioro Czorsztyńskie to również miejsce wypoczynku – jest plaża, można wypożyczyć rower wodny czy kajak. My wybraliśmy się na krótki rejs na trasie Czorsztyn-Niedzica, co pozwoliło nam zwiedzić oba zamki bez poruszania się samochodem (i przy okazji poczuć wiatr we włosach w upalny dzień). Bardzo przyjemna opcja. Dodatkowo, wokół Jeziora Czorsztyńskiego została utworzona licząca 27 kilometrów trasa rowerowa.


                                                        A co z zalanymi wsiami? Polecam zajrzeć na strony staryczorsztyn.pl i staremaniowy.pl, żeby zobaczyć jak kiedyś wyglądały. A będąc na miejscu warto zajrzeć do wsi Kluszkowce, gdzie powstał skansen Osada Czorsztyn, nawiązujący właśnie do historii tamtych miejscowości...


                                                        Na zdjęciach zamki prezentujące się z perspektywy wody, a także jezioro widziane z tarasu widokowego w Niedzicy.

                                                          • ZAMEK W NIEDZICY • Meandry polsko-węgierskiej historii.


                                                          Przemieszczamy się na przeciwległy brzeg Jeziora Czorsztyńskiego, do Niedzicy. Opuszczamy tym samym Pieniński Park Narodowy, wkraczając w Pieniny Spiskie. Znajdujemy się teraz na polskim Spiszu (słowacki zajmuje zdecydowanie większą powierzchnię). I właśnie w Niedzicy znajduje się kolejna średniowieczna warownia – zamek Dunajec. Budowla powstała w 14 wieku i, podobnie jak czorsztyńska, miała za zadanie strzec granicy polsko-węgierskiej i przebiegającego tędy szlaku handlowego. Tyle że po węgierskiej stronie;-).


                                                          Zamek często zmieniał właścicieli, zaś w 1858 roku trafił w ręce kolejnego węgierskiego rodu – Salomonów. Mimo, że po I wojnie światowej Niedzica znalazła się w granicach Polski, Salomonowie władali zamkiem aż do 1945 roku. Następnie władze ludowe upaństwowiły zabytkową budowlę. Obecnie działa tu muzeum, które warto zobaczyć – w „komnatach Salomonów” wystawione są przedmioty użytkowe z 16 wieku! W górnej części zamku znajdują się z kolei tarasy widokowe i studnia. Ze studnią wiąże się legenda o zemście Brunhildy – lokalny przewodnik chętnie ją opowiada. Jest też kaplica. Dodatkowo, na zamku można wynająć jeden z pokoi gościnnych, znajdujących się w obrębie dolnego dziedzińca.


                                                          Zamek w Niedzicy jest tak malowniczo położony, że stał się plenerem wielu filmów i seriali. Kręcono tu „Zemstę”, „Janosika”, „Wakacje z duchami”…

                                                            • RUINY ZAMKU W CZORSZTYNIE • Dawna warownia na skalnym wzgórzu.


                                                            Nadal pozostajemy w Pienińskim Parku Narodowym, jednak przesuwamy się na jego zachodnie rubieże. Właśnie tu, u brzegów Jeziora Czorsztyńskiego, znajdują się ruiny średniowiecznego zamku. Zlokalizowane na otoczonej przez wody zalewu skale prezentują się niezwykle malowniczo.


                                                            Pierwsza budowla na wzgórzu w Czorsztynie została zbudowana w 13 wieku, jednak dopiero król Kazimierz Wielki znacząco ją przebudował i nadał świetności. Dobre czasy dla czorsztyńskiego zamku trwały również za panowania Władysława Jagiełły – dolina Dunajca stanowiła w tamtych czasach południową granicę Polski, a z naskalnej warowni można było ją doskonale obserwować. Tutaj zatrzymywali się także władcy zmierzający na Węgry.


                                                            Losy zamku były burzliwe. W 17 wieku budowla została zajęta przez Aleksandra Kostkę-Napierskiego , który stanął na czele powstania chłopskiego. W kolejnym stuleciu zamek został splądrowany przez wojska kozackie, dotkliwie trafiony też przez piorun. Nie odbudowano go, ale zabezpieczono ruiny i obecnie można je zwiedzać. Z tarasów zamku roztacza się malowniczy widok na Zalew Czorsztyński, Pieniny Spiskie i Tatry. Jest pięknie!


                                                            Na wzgórzu zamkowym rośnie endemit (czyli roślina występująca tylko tutaj, w Pieninach) – pszonak pieniński. Ten kwiat potrafi osiągnąć nawet metr wysokości, w czerwcu i lipcu kwitnie na żółto. Z racji występowania tego cennego gatunku, w 1996 r. postanowiono włączyć wzgórze w obszar Pienińskiego Parku Narodowego i nadać mu nazwę „Uroczysko Zamek Czorsztyn”. Dodatkowo, by chronić lokalną przyrodę, na zamkowej skale wprowadzono wypas kóz – bo gdy są kozy, ziemia nie zarasta niechcianymi krzewami i trawami.


                                                            Z Sokolicy roztacza się przecudny widok na przełom Dunajca. Na horyzoncie mamy również Pieniny Środkowe, Małe, Magurę Spiską i Tatry.

                                                              • SOKOLICA • Reliktowa sosna, Dunajec w dole, Tatry na horyzoncie.


                                                              Sokolica to jeden ze szczytów PPN, z którego roztaczają się przemalownicze krajobrazy. Góra znana jest przede wszystkim z rosnącej na niej reliktowej sosenki – ale o tym za chwilę. Na wędrówkę ruszyliśmy z Drogi Pienińskiej od strony Szczawnicy. Po około 15 minutach dotarliśmy do przystani Nowy Przewóz (blisko pawilonu PPN), skąd przeprawiliśmy się na drugi brzeg Dunajca. Przeprawa trwa kilka minut, płyniemy na tratwie flisackiej. Taka przyjemność jest możliwa od połowy kwietnia do końca października.


                                                              Gdy wysiedliśmy, skierowaliśmy się na niebieski szlak będący fragmentem tzw. Sokolej Perci. Na szczyt Sokolicy mieliśmy do pokonania, według drogowskazu, 45 minut. W praktyce zajęło to nam trochę więcej czasu. Szliśmy głównie lasem, stromo pod górę. 5 minut przed osiągnięciem celu stoi budka PPN, w której należy zakupić bilet.


                                                              Sokolica (747 m) to szczyt znajdujący się w tzw. Pieninkach, części Pienin Środkowych. Południowe skalne ściany opadają w przepaść do przełomu Dunajca niemal pionowo! Widoki robią wrażenie, ale dobrze, że są barierki:-). Dawniej na Sokolicy gniazdowały sokoły wędrowne – stąd nazwa góry. Obecnie, dzięki działaniom pracownikom PPN, te drapieżne ptaki wracają w skaliste turnie Pienin.


                                                              Na szczycie rośnie kilka reliktowych sosen, będących pozostałością lasów porastających Pieniny w okresie ostatniego zlodowacenia. Drzewa są stare, niskie, charakterystycznie powykręcane. Jedna z sosen, ta rosnąca na grani nad przepaścią, stała się swoistym symbolem Pienin – niestety, w 2018 roku, została uszkodzona przez śmigłowiec ratunkowy i straciła górną gałąź.


                                                              Z Sokolicy roztacza się przecudny widok na przełom Dunajca. Na horyzoncie mamy również Pieniny Środkowe, Małe, Magurę Spiską i Tatry.

                                                                • PRZEŁOM DUNAJCA • Spływ tratwą flisacką.


                                                                Przełom Dunajca to jedno z najbardziej spektakularnych miejsc Pienińskiego Parku Narodowego. Tutaj rzeka pulsuje pomiędzy skalnymi ścianami, tworzy malownicze zakola – wszystko to na długości około ośmiu kilometrów. Jest pięknie.


                                                                Przełom Dunajca można podziwiać na kilka sposobów. Wzdłuż rzeki została wytyczona Droga Pienińska (czerwony szlak PTTK), łącząca Szczawnicę i znajdujący się po słowackiej stronie Czerwony Klasztor. Trakt ten jest idealny na wycieczki piesze i rowerowe. Pierwszy odcinek Drogi Pienińskiej został wybudowany w drugiej połowie XIX wieku przez Józefa Szalaya, którego uznaje się za twórcę uzdrowiska w Szczawnicy. Był on także organizatorem pierwszych spływów Dunajcem – a z perspektywy flisackiej tratwy przełom tej rzeki prezentuje się najlepiej:-).


                                                                Na spływ ruszyliśmy z miejscowości Sromowce Wyżne (Kąty) znajduje się tu przystań flisacka i pawilon PPN, gdzie można kupić bilety. Płynęliśmy tradycyjną tratwą, wycieczka była okraszona lokalnymi opowiastkami flisaka. Przez ponad dwie godziny mogliśmy podziwiać wapienne ściany skalne i meandry rzeki (w najwęższym punkcie Dunajec ma raptem 12 m szerokości, a legenda głosi, że właśnie w tym miejscu harnaś Janosik brawurowo przeskoczył rzekę). Po drodze mijaliśmy także miejscowość Sromowce Niżne i słowacki Czerwony Klasztor, którego fundamenty postawiono jeszcze w 14 wieku! Przez większość trasy na jednym brzegu rzeki jest Polska, a na drugim Słowacja.


                                                                Spływ zakończyliśmy na przystani w Szczawnicy. Szczegółowe informacje odnośnie tras, możliwości powrotu i biletów znajdziemy na stronie www.flisacy.pl


                                                                PS. Po rzece można się również poruszać pontonami – co uwieczniłam na zdjęciach.

                                                                  • PIENIŃSKI PARK NARODOWY • Wapienne ściany skalne, reliktowe sosny i przełom Dunajca.


                                                                  Pieniny to malownicze pasmo górskie, znajdujące się pomiędzy Magurą Spiską (Słowacja), Gorcami i Beskidem Sądeckim. Dzielimy je na Pieniny Spiskie, Środkowe oraz Małe. Skąd nazwa? Hipotez jest wiele, a jedna z nich mówi, że wzięła się od spienionych wód Dunajca. Mogę śmiało powiedzieć, że Pieniny to góry mojego dzieciństwa – Szczawnica i Krościenko są miejscowościami, do których wiele razy jeździłam na wakacje z rodzicami i siostrą. Kojarzą mi się z bryndzą (kiedyś ulubiony przysmak mojego taty), wodą leczniczą Zuber (ale o tym kiedy indziej), opowieściami o Janosiku i przepiękną przyrodą Pienińskiego Parku Narodowego.


                                                                  I tu dochodzimy do właściwego tematu dzisiejszego posta :-). Pieniński Park Narodowy został utworzony w 1932 roku jako pierwszy park narodowy w Polsce i obejmuje najcenniejsze przyrodniczo obszary Pienin Właściwych (Środkowych): Masyw Trzech Koron, Pieninki (z Sokolicą), Pieniny Czorsztyńskie oraz Pieniński Przełom Dunajca. Po stronie słowackiej znajduje się z kolei PIENAP (Pieninský Narodný Park), który obejmuje tzw. Grupę Golicy i południową część Małych Pienin.


                                                                  PPN charakteryzuje się unikatową rzeźbą terenu – są tu i wapienne ściany skalne, i głębokie wąwozy, i przecudny przełom rzeki Dunajec. Z górskich szczytów roztaczają się malownicze krajobrazy – przy dobrej widoczności zobaczymy Tatry. Na terenie Parku występuje zróżnicowana roślinność, w tym też gatunki endemiczne (niewystępujące nigdzie indziej), takie jak pszonak pieniński albo mniszek pieniński. Dużo tu buczyny, są też jedyne w swoim rodzaju reliktowe laski sosnowe. Wapienne podłoże sprawia, że chętnie rosną tu porosty.


                                                                  Jeśli chodzi o faunę, w PPN można spotkać rysia, jelenia, sowę, bociana czarnego...ale to raczej trudne:-). Co do szlaków turystycznych i atrakcji, jest w czym wybierać – o tym w następnych postach. Przy wejściu do parku od strony Szczawnicy znajduje się jedno z centrów informacji turystycznej, gdzie możemy zdobyć mapy, pocztówki i dowiedzieć się więcej o historii i przyrodzie Pienin.

                                                                  Wycinanka na podstawie logo Parku.

                                                                    • PIENINY • Czas na zmianę (mikro)klimatu:-)




                                                                    1 2 3 4 5 6 7