Z bieżących tras

    • KWITNIENIE MAGNOLII • Ogród Botaniczny PAN w Powsinie.


    Mówi się, że magnolie to księżniczki na ziarnku grochu – potrzeba wiele sprzyjających zbiegów okoliczności, by zakwitły. Tymczasem tajemnica tkwi w kwaśnym podłożu, bezwietrznej aurze i dużej ilości słońca. Pewnie trudno to pogodzić, ale opiekunom magnolii w Ogrodzie Botanicznym PAN chyba się udało;-)


    W tym roku zakwitły późno. Ale jak już się pojawiły, przyciągnęły dziesiątki spragnionych piękna (i, co można było zaobserwować, kwiatowych selfie;-) spacerowiczów). W ogrodzie PAN można podziwiać całe magnoliowe gaje, które o tej porze roku robią niesamowite wrażenie.


    Ogród Botaniczny PAN w Powsinie: www.ogrod-powsin.pl. Ceny biletów: 17 zł normalny, 13 zł ulgowy (od lat 5). Adres: Prawdziwka 2.


      • SANKTUARIUM W POWSINIE • Matka Boża Tęskniąca.


      Powsin, część warszawskiego Wilanowa. Jedziemy rowerami, słyszymy bicie dzwonów. Dochodzą z miejscowego kościoła św. Elżbiety, będącego jednocześnie Sanktuarium Matki Bożej Tęskniącej. Na miejscu wita nas intensywny zapach kwiatów, jak na maj przystało:-).


      Historia parafii w Powsinie sięga 14 wieku, jednak obecna murowana świątynia została wzniesiona w połowie 18. Jest to przykład architektury baroku, projektu Józefa Fontany. We wnętrzu kościoła (które niestety zobaczyliśmy jedynie przez szklane drzwi) znajduje się otoczony czcią obraz Matki Bożej Tęskniącej, zwanej również Powsińską. Jego autor jest nieznany.


      Wizerunek Matki Bożej Tęskniącej zyskał szczególne znaczenie podczas powstania warszawskiego, kiedy wierni gorliwie modlili się o odrodzenie ojczyzny. Odsłaniany jest podczas nabożeństw majowych i wszelkich uroczystości maryjnych.


        • KŁADKI W KONSTANCINIE • Dzika przyroda rzeki Jeziorki.


        Konstancin-Jeziorna to jedyne uzdrowisko na Mazowszu. Wielu spacerowiczów (i kuracjuszy;-)) przyjeżdża tu w celu skorzystania z tężni solankowej, zlokalizowanej w starym parku zdrojowym. W okolicy fajnie też pojeździć na rowerach i zjeść gofry, które zawsze przywołują na myśl wakacje.


        Park ciągnie się wzdłuż rzeki Jeziorki – lewego dopływu Wisły. Wybudowano tu kładki, dzięki którym można lepiej zobaczyć dziką przyrodę mokradeł. Wśród wysokich traw chowają się ważki i żaby, a nad nimi krążą rybitwy. Czasem, zwłaszcza gdy deszcz wisi w powietrzu, fauna jest tutaj bardzo głośna;-).


          • WIOSNA W KRÓLIKARNI • Żonkile.


          Ze względu na bliskie mojemu miejscu zamieszkania położenie, w warszawskiej Królikarni bywam dość często. Lubię tu i pałac (przed 2020 r. z miłą kawiarnio-księgarnią), i park z rzeźbami, i piękny widok na skarpę wiślaną.


          Pałac jest klasycystyczny, zaprojektowany przez naczelnego architekta Warszawy końca 18 wieku - Dominika Merliniego. W czasach saskich znajdował się tu zwierzyniec, gdzie hodowano króliki. Zatem nazwa wyjaśniona;-). Obecnie pałac jest siedzibą Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego.


          A na wiosnę zakwitły żonkile.

            • SPICHLERZE • W sadach śliwkowych jest ukrytych trochę ruin po starych spichlerzach, które są tu nawet o wiele ciekawsze, niż na przedmieściu Gdańskim; zwłaszcza jedna facjata spichrza, gdzie mieszka garncarz, jest prawdziwie piękna (…). Aleksander Janowski.


            W dawnych wiekach Kazimierz Dolny nazywany był „Małym Gdańskiem” - był to jeden z najważniejszych w kraju portów rzecznych i miejsce przeładunku towarów, głównie zboża. Stąd potrzebne były budowle do ich przechowywania. To właśnie spichlerze.


            Podobno w Kazimierzu było ich około 60. To budynki dwukondygnacyjne i bardzo charakterystyczne – zwłaszcza dzięki bogatym zdobieniom w fasadach. W 18 wieku miasto przestało pełnić tak ważną funkcję portową, a spichlerze zaczęły popadać w ruinę. Obecnie pozostało ich jedenaście.


            Spichlerz ze zdjęcia jest jednym z najmłodszych – pochodzi z 1633 roku. Został wzniesiony w stylu renesansu lubelskiego, a budulcem jest wapień, jak na Kazimierz przystało. Po II wojnie światowej spichlerz został zaadaptowany na Dom Wypoczynkowy PTTK i przez wiele lat właśnie tu zatrzymywało się najwięcej turystów.

              • WĄWÓZ PLEBANKA • Bez parasola, bez płaszcza wlokłyśmy się obślizgłymi, gliniastymi wąwozami w deszczu ulewnym, widziałam domek Kuncewiczów w sadzie i znów stamtąd w deszczu i ślizgocie zmiatałyśmy do domu uroczym wąwozem (…). Chciałam tu pobyć i odpocząć, jest tu tak pięknie – ale ta piękność jest dla mnie nieżyczliwa, zbyt mokra, gliniasta, niemożliwa w niepogodę (...). Zofia Nałkowska


              Wąwóz Plebanka usytuowany jest ze wszystkich kazimierskich wąwozów najbliżej miasta – raptem kilkaset metrów od rynku. Idąc do niego mijamy Wietrzną Górę, a na niej klasztor Reformatów. Za sobą zostawiamy z kolei widok na farę i zamek.


              Plebanka liczy sobie około kilometra długości. Szlak nie jest trudny (choć, jak słusznie zauważyła Zofia Nałkowska, niebywale błotnisty w deszczowe dni;-)), nadaje się zarówno na wycieczki piesze, jak i rowerowe. W zimie odbywają się tu śnieżne kuligi.


              To jeden z kazimierskich wąwozów lessowych. Powstał w wyniku oddziaływania wody na less – pylastą skałę osadową. Nie jest pewnie tak spektakularny jak słynny Korzeniowy Dół (ten drugi to właściwie głębocznica, a nie wąwóz, bo powstał w wyniku działań człowieka), za to sporo od niego głębszy;-).


              Był pierwszy dzień roku 2022.

                • KAZIMIERSKA FARA • Wokół małego placyku (…) tłoczą się drewniane domki, małe jak kurniki. Niespodziewanie nad nimi wystrzela biały masyw kościoła. Stoimy przytłoczeni tym widokiem jak pod ścianą kamieniołomu. To Fara. Wydaje się, że za chwilę spłynie na miasteczko z chmur jak okręt. Jest śliczna, pogodna, renesansowa (…). Zbigniew Herbert


                Kościół farny św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja jest jednym z bardziej znanych przykładów stylu renesansowo-lubelskiego. Jego jasna bryła góruje nad rynkiem, stanowiąc niejako punkt odniesienia dla całej zabudowy miasteczka.


                Fara została ufundowana przez Kazimierza Wielkiego w 1325 roku, a następnie rozbudowana – już za renesansu. Architektura świątyni szybko stała się wzorem przy rozbudowie innych kościołów gotyckich, a także obiektów o świeckim przeznaczeniu, takich jak kazimierskie spichlerze.

                  • DOMEK LORETAŃSKI W GOŁĘBIU • Szlak Renesansu Lubelskiego.


                  Na chwilę wskakujemy na turystyczną trasę, łączącą 42 zabytkowe budowle wzniesione w stylu renesansu lubelskiego. Większość z nich to obiekty sakralne – m.in. kazimierska fara (o której będzie niebawem), świątynia Bernardynów w Lublinie czy też malowniczy kościół św. Anny w Końskowoli. Natomiast w miejscowości Gołąb (okolice Puław) stoi renesansowo-lubelski domek loretański:-).


                  Domki loretańskie to nieduże budowle sakralne wznoszone nieopodal kościołów lub w ich wnętrzach. Ich pierwowzorem jest Santa Casa w Loreto (Włochy). Domek loretański w Gołębiu został zbudowany na terenie należącym do kościoła św. Katarzyny i św. Floriana (zdjęcie 4 i 5). Jego fundatorem jest ks. Szymon Grzybowski, budowę wspomógł także kanclerz Jerzy Ossoliński. Na elewacjach znajdują się symetryczne płaskorzeźby. Wnętrza nie udało nam się niestety zobaczyć.


                  Na koniec wrócę jeszcze do renesansu lubelskiego i jego charakterystyki. Kościoły wzniesione w tym stylu mają przeważnie fasadę pozbawioną wieży, za to bogatą w detale architektoniczne (sztukaterie, ozdobniki). Niewątpliwie widoczne są tu silne wpływy ówczesnej architektury włoskiej:-).

                    • CZARNOLAS • Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!


                    To jeden z najbardziej znanych cytatów Jana Kochanowskiego, pochodzący z fraszki Na Lipę. Rozsławionej przez wieki czarnoleskiej lipy niestety już nie ma – na jej miejscu stoi pamiątkowy obelisk. Nieopodal posadzono również nowe drzewko, które nosi imię „Urszula”.


                    Jesteśmy w Czarnolesie - jakieś 36 km od Kazimierza Dolnego, ale już po stronie mazowieckiej. To właśnie tu osiedlił się i tworzył Jan Kochanowski – słynny polski poeta lat renesansu. Obecnie znajduje się tutaj poświęcone jemu muzeum, obejmujące wnętrza 19-wiecznego dworku Jabłonowskich.


                    Sześć muzealnych sal przybliża nam życie i twórczość artysty – zgromadzono tu nie tylko jego najbardziej znane dzieła, ale także przedmioty użytku codziennego, w tym dębowy fotel;-). Są też podziemia, a tam ekspozycja poświęcona tzw. Rzeczypospolitej Babińskiej – nieformalnego stowarzyszenia szlacheckiego, zajmującego się żartobliwą twórczością literacką. Na terenie parku znajduje się również piękna neogotycka kaplica.

                      • GÓRA TRZECH KRZYŻY • Kazimierz (…) to krzyże na Górze Trzech Krzyży, na które wiozłem drzewo z puławskiego tartaku (…). To zapach klasztoru. Kot siedzący na parapecie w Domu Architekta, któremu z oka spływa łza. Bohdan Zadura.


                      Góra Trzech Krzyży - jeden z symboli Kazimierza. Gliniasta, po deszczu bardzo błotnista. Nawiązujące do Golgoty krzyże zostały tu postawione w 1708 roku i miały upamiętnić ofiary zarazy morowej, jaka przetoczyła się wówczas przez miasto. Obecne krzyże pochodzą z połowy 19 wieku.


                      To bardzo dobry punkt widokowy na Kazimierz. Widać i Wisłę, i stare zabudowania, i rynek. Na szczyt dojdziemy kamiennymi schodami w około 10 minut. Jest dość stromo, ale można też wybrać bardziej łagodne i tym samym dłuższe wejście.

                        • BASZTA • Zamek górny w Kazimierzu Dolnym;-)


                        Kazimierska baszta bywa też nazywana Wieżą Łokietka. Stoi powyżej ruin zamku dolnego, dumnie górując nad okolicą. Została wzniesiona na przełomie 13 i 14 wieku w formie stołpu – średniowiecznego wzoru budowli obronnych, często konstruowanych na planie koła.


                        Wiało i padało. Było zimno, choć nie śnieżnie – taki to ostatni dzień roku 2021 przypadł nam w udziale;-). Schody na górę baszty były dosyć śliskie, więc poręcz okazała się niezbędna. Co ciekawe, grubość murów kazimierskiej wieży zmienia się wraz z jej wysokością – u podstawy to około czterech metrów, u szczytu już trzy.


                        Był czas, że służyła jako latarnia morska (choć lepiej w tym wypadku byłoby powiedzieć – rzeczna) – ułatwiała nocne przeprawy przez Wisłę.

                          • RUINY ZAMKU • Minęli farę i podążyli w górę do baszty, do ruin zamczyska (…). Stanęli na szczycie wzgórza. Szczerbaty zamek jaśniał, jakby cały był z próchna. W dole czerniało miasteczko.
                          Maria Kuncewiczowa.


                          Według podań Jana Długosza zamek w Kazimierzu Dolnym powstał w 14 wieku. Budulcem był wapień, którego w okolicy pod dostatkiem;-). Początkowo pełnił funkcje administracyjne (również jako punkt kontroli statków na rzece), raczej nie obronne. Architektura zamku przechodziła przez różne fazy – od gotyckiej za króla Kazimierza po renesansową za Zygmunta I Starego.


                          Los zamku nie szczędził. Najpierw potop szwedzki, potem ogromny pożar. Były pomysły odbudowy, jednak nigdy ich nie zrealizowano. Obecnie zamek, zabezpieczony w formie trwałej ruiny, jest dostępny dla zwiedzających. Odbywają się tutaj wystawy czasowe – my natrafiliśmy na „Portrety” autorstwa Pawła Bajewa.

                            • ULICA PUŁAWSKA W KAZIMIERZU • Trochę Kazimierza Dolnego z przełomu roku:-)


                            Stare kościoły. Wisła granatowa, mleczna, rozległa (…). Zofia Nałkowska


                            Ulica Puławska jest na tym odcinku totalnie urokliwa. Wiedzie wzgórzem, z którego widać dachy starych domów i rzekę Wisłę. Pod stopami bruk, a z każdym krokiem coraz wyraźniej zaznaczają się mury kazimierskiej fary. To był ostatni dzień roku, zamglony i dżdżysty. Pachniało starym drewnem, gdzieniegdzie zaszczekał pies, po sztachetowym płocie przemknął kot. I to szare niebo - zupełnie jakby szedł wieczór, a była dopiero piętnasta.

                              • BESKID BEZ KITU • Kilka dni temu skończyłam czytać tę piękną książkę. Na niezapomnianych parę chwil przeniosłam się w Beskid Niski sprzed 100 lat, który tak bardzo różnił się od współczesnego. Były chyże, karczmy, młyny, brukowane drogi. W drewnianych cerkwiach odbywały się nabożeństwa, w ściany wnikał zapach kadzidła. Dzieci jeździły na zrobionych przez siebie sankach, a dorośli pielęgnowali łemkowskie tradycje. Życie w dolinach tętniło (w tych samych dolinach, w których teraz są tylko kapliczki, dzikie śliwy i stare kamienie). Wszystko to jest w tej książce, jest też wielka i trudna przygoda trzech dziewczynek – Nastki, Paraski i Tekli. To już druga część „Beskidu bez kitu” Marii Strzeleckiej. Polecam również tym dużym dzieciom:-).