Na Giewont wybraliśmy się pewnego pięknego dnia, gdy tylko pogoda pozwoliła. Wybraliśmy trasę z Doliny Strążyskiej przez Wyżnią Kondracką Przełęcz (mówią, że to najbardziej wymagająca opcja, ale za to jakie widoki!). Dolina Strążyska to malowniczo położona dolina w Tatrach Zachodnich, a jej nazwa pochodzi od słowa „strąga”, które w gwarze góralskiej oznacza zagrodę do dojenia owiec. Trasę zaczęliśmy czerwonym szlakiem u wlotu doliny, przy Drodze pod Reglami. Szeroką leśną ścieżką prowadzącą wzdłuż Strążyskiego Potoku doszliśmy aż do Polany Strążyskiej (około 2km) – pięknie położonego miejsca z widokiem na północną ścianę Giewontu. Dużo tu ławek, jest też góralska chatka z herbatą i drożdżówkami. Można nabrać sił:-). Polana Strążyska to również węzeł kilku szlaków turystycznych – żółtym dojdziemy tu do Wodospadu Siklawica, a czarnym m.in. na Sarnią Skałę (o czym będzie w kolejnym wpisie). My kontynuowaliśmy trasę szlakiem czerwonym, na który skręca się tuż przed polaną.
Kolejnym punktem na naszej trasie była Przełęcz w Grzybowcu (1311 m n.p.m). Od Polany Strążyskiej szliśmy tam kamiennym chodnikiem około godzinę. Podobno tą przełęczą lubią się czasami przechadzać niedźwiedzie, my na szczęście żadnego nie spotkaliśmy;-). Dalej nasz szlak prowadził na Wyżnią Kondracką Przełęcz (1765 m n.p.m). Po drodze trzeba było pokonać ciasne skalne żeberko, które wymagało sporej uwagi i koncentracji. No i tutaj zaczynała się tzw. „ekspozycja”, co w języku górołazów oznacza widok na szeroką i wolną przestrzeń. Także – jedni lubią, inni mniej. Nam trochę ją przesłaniały nisko zawieszone chmury, jednak i one sprawiały, że było pięknie. W momencie osiągnięcia Wyżniej Kondrackiej Przełęczy obraliśmy szlak niebieski, prowadzący już na Giewont.
Na sam wierzchołek „Śpiącego Rycerza” prowadzi dość krótka jednokierunkowa trasa z łańcuchami. Podstawowa zasada - z jednego odcinka łańcucha zawsze korzysta tylko jedna osoba;-). Skały są tu mocno wyślizgane, dlatego potrzeba sporej uwagi. Na sam szczyt wspinaliśmy się po dużych głazach, aż w końcu dotarliśmy do wielkiego krzyża – symbolu Giewontu. Przed nami roztaczały się przepiękne widoki na Podhale, Tatry Wysokie i Tatry Zachodnie. I to jest idealny moment, żeby opowiedzieć o pewnej góralskiej legendzie.
Myślą przewodnią legendy o Śpiącym Rycerzu jest niejednokrotnie powtarzający się motyw snu. Bohater pozostaje w nim aż do momentu, gdy nadejdzie czas walki o wielkie wartości, najczęściej o wolność. I tak było tym razem. Pewien pastuszek o imieniu Jaśko mieszkał w małej wiosce u podnóża Tatr. Pewnego razu usłyszał od starego gazdy, że w jaskini pod Giewontem ukryty jest skarb. Chłopiec wybrał się w wędrówkę do tego miejsca. W pewnym momencie usłyszał rżenie koni. Okazało się, że dźwięk dochodzi ze skalnej groty, w której płonęło ognisko. Pośród koni spał rycerz. Po chwili obudził się od hałasu i zadał Jaśkowi jedno pytanie: „Czy już czas?”. On odpowiedział: „Jeszcze nie”. Rycerz rzekł jeszcze odchodzącemu chłopcu: „Gdy nadejdzie czas, wstaniemy, by bronić polskich gór i polskiej ziemi. Nie budź moich braci. Gdy będzie trzeba – wstaną sami”. Kiedy Jaśko wrócił do wioski i opowiedział o swojej niesamowitej przygodzie, gazda powiedział mu, że skarbem ukrytym w jaskini jest właśnie wolność. I taka to historia - z cennym morałem:-).
Po zejściu z jednokierunkowego odcinka wróciliśmy tą samą trasą. Wieczorem z okien naszego pokoju zobaczyliśmy księżyc znajdujący się tuż nad głową Śpiącego Rycerza:-).