Wycieczka z Wołowca do Nieznajowej to jedna z cudniejszych rzeczy, jaka nam się w Beskidzie Niskim przydarzyła. Przejście tą nieskończenie piękną trasą było tak naprawdę sednem tego, co dla nas znaczą te góry. A znaczą zachwyt, nostalgię, także samotność. By, idąc tą pustą doliną, poczuć dawne życie jej mieszkańców, musi zadziałać wyobraźnia, uważność i wrażliwość. Potrzeba też odrobinę wiedzy;-). Samochód zostawiliśmy na parkingu w Wołowcu (łem. Воловец). Wieś to maleńka, a jednak znacząca zarówno w kontekście literackim (znajduje się tu siedziba Wydawnictwa “Czarne”), jak i turystycznym (przebiega tędy Główny Szlak Beskidzki;-)). Zlokalizowana jest w południowo-wschodnim zakątku małopolskiej części Łemkowszczyzny, w dolinie potoków Zawoja i Mareszka. Jest tu cicho, spokojnie, niemal bezludnie.
Jednak nie zawsze tak było. Wołowiec został założony w 16 w. i przez następne stulecia prężnie się rozwijał. W 18 w. wybudowano tu grekokatolicką cerkiew pw. Opieki Matki Bożej, która służyła setkom parafian. Wieś była zamieszkiwana głównie przez Łemków, mniejszość stanowili Żydzi i trudniący się kowalstwem Cyganie. W Wołowcu była karczma, młyn, działał też folusz (warsztat zajmujący się obróbką sukna). Życie przebiegało we względnym spokoju. Największe zawirowania przyniósł – jak wiemy – XX wiek. Najpierw pierwsza wojna światowa, potem druga, wysiedlenia. W międzyczasie sporo się w Wołowcu działo także na tle religijnym – w 1927 r. doszło do tzw. schizmy tylawskiej, w wyniku której większość mieszkańców przeszła na prawosławie. Co prawda cerkiew została w rękach mniejszości grekokatolickiej, jednak wierni prawosławni wybudowali we wsi własną czasownię, a w 1938 r. zaczęli wznosić dużą świątynię. Miała ona reprezentować styl huculski (potem nazwany „narodowym stylem ukraińskim”) – podobna powstała w Daliowej i w Gładyszowie. Jednak wybuch wojny przerwał wszelkie prace.
Przy okazji napiszę kilka słów o „schizmie tylawskiej”. Nazwa tego określenia odwołuje się do wydarzenia z 16 listopada 1926 r., które miało miejsce w łemkowskiej wsi Tylawa. Tego dnia liczni grekokatoliccy parafianie zadeklarowali przejście na prawosławie. W następnych latach przez Beskid Niski, a zwłaszcza jego zachodnią część, przetoczyła się istna fala konwersji – prawosławie przyjęli mieszkańcy wielu łemkowskich wsi - m.in. Wołowca, Bartnego, Izb czy Ciechanii. Co ciekawe, koło cerkwi w Bartnem znajduje się kamienny krzyż z napisem: „Na cześć i chwałę Pana Boga wykonali członkowie prawosławnej cerkwi w Bartnem nawróciwszy się z Unii – 17 marca 1928 roku”. O przyczynach i przebiegu tych wydarzeń długo by jeszcze mówić, a tu nawet jeszcze nie zaczęliśmy wędrówki do Nieznajowej…
Obraliśmy żółty szlak pieszy. Dzień był gorący. Na nogach mieliśmy trapery, ale zaraz na początku i tak trzeba było je zdjąć – na trasie są do pokonania (i to kilkakrotnie) wody potoku Zawoja. Nie za głębokie, za to orzeźwiająco zimne. Po przejściu pierwszego brodu na powrót założyliśmy wędrowne obuwie (pod koniec stwierdziliśmy, że nie będziemy więcej zdejmować butów, czego efektem były miarowe w nich chlupoty i chroboty;-)) i weszliśmy na wąską dróżkę wiodącą łąkami. Na kwiatach co chwila przystawały motyle i pszczoły, w trawach brzęczały trzmiele, a w koronach drzew gadały ptaki. Prócz tego – cisza i pustka, upał i zmęczenie (w nosidle miałam sporą już wtedy Marysię), ale i nieopisane piękno. Bezkresne.
Po niedługim czasie dotarliśmy do lasu. Właśnie tu zaczyna się szlak wiodący przez Magurski Park Narodowy, o którym bardziej szczegółowo będę niebawem pisać. Niemal u jego progu, na pograniczu dawnych wsi Wołowiec i Nieznajowa, stoi murowana kapliczka (zdj. 3) – pierwszy ślad dawnego. Ścieżka przez jakiś czas wiedzie pośród dających cień drzew, co nas bardzo cieszy;-). Zaraz potem pojawia się także kolejny bród do pokonania. W końcu część leśna kończy się, a zaczynają rozległe łąki otoczone łagodnymi wzniesieniami Beskidu. Gdzieniegdzie napotykamy stare krzyże i kapliczki, zdziczałe drzewa owocowe, zarośnięte fundamenty domów. I cmentarz. Tylko tyle tu pozostało. Nieznajowa to (w przeciwieństwie do Wołowca, w którym miały miejsce nieliczne powroty i nowe zasiedlenia) wieś zupełnie opustoszała. Zniknęła stąd nawet piękna cerkiew św. św. Kosmy i Damiana – w latach 60. zawaliła się, a resztki wieży rozebrano. Dziś pozostało po niej jedynie cerkwisko i odrzwia (przeniesione do cerkwi-muzeum w Bartnem). Cerkwisko, wraz z cmentarzem, ogrodzone jest drewnianymi żerdziami. Na cmentarzu zachowało się kilkanaście nagrobków wykonanych głównie z piaskowca. Jest też kilka współczesnych pamiątek, w tym miniatura tutejszej cerkwi, której my, będąc w 2019 r., jeszcze nie zobaczyliśmy.
Wieś Nieznajowa (łem. Незнайова) była lokowana na prawie wołoskim w 1546 r. Jeszcze pod koniec 18 w. zamieszkiwali ją w większości grekokatolicy. Działała tu szkoła, poczta, tartak, dwa duże młyny, karczma i folusz. Życie tętniło. Co dwa tygodnie we wsi odbywały się słynne na całą okolicę targi, a cztery razy do roku - jarmarki. Cerkiew została wybudowana w 1780 r. i służyła prawie 300 parafianom. W 1928 r., podobnie jak w sąsiednim Wołowcu, grekokatolicy z Nieznajowej dokonali konwersji na prawosławie, a obok opustoszałej cerkwi wybudowali czasownię. W 1936 r. mieszkało tu 220 prawosławnych, 8 katolików i 3 żydów. W 1945 r. większość z nich musiała przymusowo wyjechać do Ukraińskiej SRR. Pozostałych trzech Łemków wysiedlono w 1947 r. w ramach akcji „Wisła”, natomiast miejscowi Polacy przeprowadzili się do pobliskiego Czarnego. W kolejnych latach prawosławną czasownię rozebrano, cerkiew popadła w ruinę, a tereny dawnej wsi przeznaczono pod wypas owiec. Nieznajowa przestała istnieć.
Przekraczamy ostatni bród potoku Zawoja, który za chwilę uchodzi do Wisłoki i tworzy tam niespotykaną w górskich strumieniach głębię. Na łące stoją symboliczne drzwi do łemkowskiej chaty (podobne znajdują się w Czarnem oraz w jeszcze kilku innych nieistniejących wsiach Beskidu Niskiego) – instalacja autorstwa Natalii Hładyk. Na drzwiach możemy zobaczyć kilka zdjęć dawnej Nieznajowej i zapoznać się z historią tego miejsca. Ostatnio na łące pojawiła się także tablica z rysunkiem na szkle, przedstawiającym dawną łemkowską rodzinę – w 2019 r. jeszcze jej nie było. Z kolei za połączeniem się potoków stoi słynna Chatka Studencka, działająca jako schronisko turystyczne. Szlak żółty prowadzi dalej do kolejnej opuszczonej wsi – Radocyny. My tym razem wracamy znaną nam drogą do Wołowca, przechodząc łącznie ponad 10 km.
PS. Zdjęcia zrobiliśmy podczas wycieczki w 2019 r. Przedostatnia fotografia przedstawia cerkiew św. św. Kosmy i Damiana w Nieznajowej z okresu międzywojennego, a pochodzi z albumu „Cerkwie i ikony Łemkowszczyzny” Jarosława Giemzy.